Menu

Niepełnosprawne stowarzyszenia

Jak to wszystko można postawić z powrotem na nogi?

Bardzo dużo zależy od rządu. Po pierwsze fundusze europejskie przechodzą przez instytucje rządowe i to rząd negocjuje warunki z Komisją Europejską. Głównym dysponentem funduszy europejskich jest MF. Moglibyśmy się porozumiewać bezpośrednio z Komisją Europejską i są nawet takie projekty, ale istnieje obawa, że stała by się ona niewydolna, jakby wszystkie organizacje zgłaszały się bezpośrednio do niej. Potem z tego ministerstwa są rozdzielane np. do Ministerstwa Polityki Społecznej czy Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Teraz jeszcze według nowych programów fundusze dostaną samorządy. I dopiero samorządy rozdzielą to wszystko na poszczególne organizacje. Będzie jeszcze gorzej niż było.

Dlaczego?

Bo w samorządach władza jest rozdawana głównie po znajomości, a nie według kwalifikacji. Nie wiem czy będą „rozdawali” swoim, czy zwyczajnie nie będą wiedzieli, jak je rozdysponować. Przeszliśmy już wzajemne uczenie się z instytucjami rządowymi, jak weszły do nas fundusze. Teraz wszystko zacznie się od nowa, tylko kompetencji będzie mniej obawiam się. Przy tym rzadko kiedy udaje się stowarzyszeniom znaleźć takiego sponsora, który by je utrzymał. To jak będą te organizacje funkcjonować? W Hiszpanii na 40 mln. mieszkańców jest 150 tysięcy organizacji, w Polsce też na 40 milionów jest 60 tysięcy. U nas w Polsce, żeby działać w organizacji pozarządowej, trzeba mieć bardzo małe potrzeby życiowe. A przecież w pewnym sensie też moglibyśmy pociągnąć gospodarkę. Tworzymy nowe miejsca pracy. A często traktuje się nas jak ruch oporu.

Ale robisz to. Powiedz na koniec, jakie masz plany i cele życiowe?

Ja już nie planuję. Człowiek planuje, a pan Bóg kule nosi – przekonałam się o tym na własnej skórze. Pewnie, że tak całkiem bez wytycznych trudno byłoby żyć. Pomagam i walczę, bo wiem, jak to bolało, i ciągle jeszcze czasem boli, gdy sama staję „pod pręgierzem”. Powiem ci więc, czego bym chciała: chciałabym, żeby doceniono pracę takich ludzi, jak moi przyjaciele i koledzy, z którymi założyliśmy i prowadzimy organizację, żeby potraktowano wreszcie serio to, co robimy, bo robimy to na poważnie i z pełnym zaangażowaniem. Do tego wyręczamy rząd i samorząd. Z resztą nie bez przyczyny w „trzecim sektorze” większość osób ma wyższe wykształcenie – wyższe wykształcenie ma ponad połowa członków zarządów (61%) i płatnych pracowników (59%) organizacji. Tu naprawdę trzeba być fachowcem i stale się uczyć, po pierwsze dlatego, że trzeba mieć np. wiedzę i umiejętności z zarządzania, a do tego jeszcze z polityki społecznej, psychologii, pedagogiki, tej „zwykłej” i tej społecznej, a to nie koniec. Bo też jak stworzyć i poprowadzić projekt kierowany do ludzi z problemami, nie wiedząc o czym się mówi i z czym pracuje. A ile rzeczy musimy zrobić sami? Ot wymiana głupiej uszczelki – zanim znajdziesz kogoś, kto to zrobi charytatywnie, to dziesięć razy zrobisz to sam, i tak to już u nas jest. Albo kombinacje alpejskie, jak zrobić żeby było i super dobrze, i najlepiej za darmo, albo jakimś minimalnym kosztem, żeby samemu za to zapłacić. O, w takich sytuacjach umiejętności negocjacyjne, jak znalazł. No więc mnie z tego wszystkiego wynikło, że trzeba zrobić doktorat, żeby ktokolwiek zaczął słuchać, co mówisz... ktokolwiek, to znaczy spośród urzędników przede wszystkim, bo to oni decydują, jak realizuje się wytyczne albo wspólne ustalenia zasad współpracy pozarządówek i instytucji rządowych, albo samorządowych. A poza tym, tak po cichu sobie myślę, że ten doktorat, to też dlatego, że po pierwsze jestem kobietą, po drugie osobą tzw. 45+ czyli powyżej 45 roku życia, a zaraz będę 50+, po trzecie jestem osobą z niepełnosprawnością i są to trzy powody, które – każdy z innej strony, ale żeby było przyjemniej to jednocześnie – jest powodem do dyskryminacji. Wiem, to wielkie słowo, ale taka jest prawda – życie składa się z drobiazgów dnia codziennego, a one potem urastają do kształtu twojego życia i wtedy robi się czasem naprawdę przykro. A że teraz, gdy na oślep rzucisz kamykiem, to na pewno trafisz w magistra, więc ja muszę umieć więcej, mieć jakiś dodatkowy autorytet, żebym miała możliwość wyrównać swoje problemy. A temat? Oczywiście z zarządzania pozarządówkami i oczywiście kierowania ludźmi, bo to ludzie realizują projekty. Bez ich pomysłowości, głów, sił, często poświęcenia, projekty same się nie napiszą, a tym bardziej nie zrealizują. Za pisanie projektów nikt nam nie płaci, a to daje zdrowo popalić, jeśli chcesz to zrobić dobrze, no a do tego musisz zostawić „konkurencję” z tyłu. Przecież to są konkursy... A dalej? Nie wiem, czy za rok jeszcze będę chodzić i jakie będę miała możliwości, moja choroba postępuje – wolniej, szybciej, ale jednak. No i nie młodnieję przecież. Więc dalej nie planuję. Na razie cały mój czas to praca i studia, bo dziecko „odchowane”, wyuczone i już samodzielne. Na brak zajęć i nudę nie narzekam, a co przyniesie przyszłość – zobaczę. Chciałabym jeszcze mieć trochę czasu dla przyjaciół. Z prezentów się ucieszę, problemy postaram się pokonać, bo wiem, że nie ma takich sytuacji, z których jakoś nie można wyjść, a że czasem przy pomocy innych? Człowiek to zwierzę stadne, dziś ty mnie, jutro może ja tobie, albo komuś innemu, a poza tym przekonałam się, że jednak wielu ludzi, jak ja, lubi zwyczajnie pomagać innym. Więc jakby nie było, będzie dobrze. I to jest najważniejsze.

{rdaddphp file=moje_php/autorzy/wwarecki.html}

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku