Menu

Niepełnosprawne stowarzyszenia

Jakie widzisz wyjście z tej sytuacji?

Trzeba zmienić podejście do osoby niepełnosprawnej na samym początku. Zacząć od przedszkola, od szkoły. W tej chwili nauczanie indywidualne dzieci niepełnosprawnych jest po prostu tragiczne. Uczy się byle uczyć. Wiele zależy od nauczyciela, a ci, niestety, często wychodzą z założenia, że: „po co on tam się będzie starał, po co męczyć dzieciaka, jak i tak będzie siedział w domu”. Bo jak nie może chodzić do szkoły, to jakim cudem pójdzie do pracy? Po drugie konsekwencją tego jest praktyka przepychania takiego dziecka z klasy do klasy. Myślenie i tu jest podobne: „Przecież i tak on nie pójdzie na studia”. Potem jest tak, że człowiek wychodzi ze szkoły średniej, zdaje na studia i się okazuje, że on nic nie umie. Nie dorasta do pięt swoim rówieśnikom. Zaczyna się pierwsze zderzenie. Następna rzecz: wspomagać rodziców, bo rodzina, jak się rodzi dziecko niepełnosprawne też przechodzi przez różne etapy. Bardzo często rodziny się rozpadają. To tak jakby w rodzinie białych ludzi urodziło się nagle czarne dziecko. Dalej, trzeba dostosować system szkolnictwa do potrzeb rynku pracy. Wiesz, w czym się teraz szkoli niepełnosprawnych? Tokarz, posadzkarz, zegarmistrz, tapicer. I co z tego, że on będzie miał wykształcenie? Przecież on nie jest w stanie wykonywać takiego zawodu. 3% osób niepełnosprawnych ma wyższe wykształcenie. Większość ma wykształcenie podstawowe i zasadnicze. Jeśli dzieci będą się uczyły nauczaniem włączającym, a nie integracyjnym – włączającym, czyli gdzie są mniejsze klasy, gdzie są dwie osoby: jedna uczy, a druga wspomaga (przy okazji można zmienić kształcenie nauczycieli i wtedy może być to jedna osoba – nauczyciel i trener w jednej osobie). Jeśli od dziecka społeczność będzie przyzwyczajona: „Cześć, ty też jesteś moim kumplem!”, to i później tak będzie. Choć różnice zawsze będą, to jednak gdy dzieci dorastają, to powoli zaczynają działać inaczej. Już na poziomie liceum inaczej się postrzega kolegów niż w szkole podstawowej. Te różnice przestają się liczyć. Polityka państwa powinna być kierowana przeciw dyskryminacji.

Dyskryminacji, kogo, przez kogo?

Wszystkich przez wszystkich! Aby działać przeciw dyskryminacji, muszą być przepisy, musi być egzekucja. Lepsze efekty w pracy z niepełnosprawnymi mają kraje, które stosują przepisy antydyskryminacyjne. Począwszy od konstytucji, poprzez wszystkie przepisy – u nas jeszcze i system sądownictwa leży dość poważnie. Pojawia się w prasie ogłoszenie: „zatrudnię na stanowisko sekretarki między 25 a 35 rokiem życia”. To w tym momencie taki pracodawca na Zachodzie już jest pod lupą.

Nie uważasz, że to jest komunizm wojenny?

Nie. Państwo utrzymuje się przecież z podatków a ludzie aktywni będą pracować.

Takie przepisy to jest fikcja, nie wierzę w administracyjne regulowanie miłości bliźniego.

Może nie jest to w Polsce takie łatwe, ale na zachodzie działają. Bo tam potrafi się egzekwować przepisy prawne.

Czy uważasz, że ci zwykli ludzie lubią niepełnosprawnych? Jaka jest ich wzajemna relacja?

Tego nie da się rozpatrywać w kategorii lubią – nie lubią. Wzajemne relacje bardziej chyba zależą od tego, że ludzie instynktownie unikają „innych” – nie wiedzą jak się zachować, co zrobić, więc szerokim łukiem omijają problem. To jakoś w Polsce ciągle pokutuje. Byłam na Zachodzie – nie to, żebym była w nich jakoś zapatrzona – ale tam wreszcie poczułam się jak normalny człowiek. I nie myśl sobie, że oni mają wszystko dostosowane, np. budynki. Niektórych nie da się dostosować – zabytki na przykład. Ale tam nareszcie byłam normalna. Jakoś tak wszystko było, że nie czułam problemu. Nie umiem ci do końca tego opisać, ale zaraz na wstępie, jak musieli mnie znieść po schodach z samolotu, bo deszcz padał i były strasznie śliskie, i nie było tam specjalnego podnośnika, jak w Paryżu czy w Warszawie, to zrobili to jakoś tak, jakby wszystkich codziennie i nagminnie znosili po tych schodach. A ta ekipa przecież przyjechała specjalnie, do mnie jednej; nawet karetka była, bo mogłam się źle czuć po długim locie.

No dobrze, ale skąd wynikają takie różnice w podejściu do osób niepełnosprawnych?

Do dziś nie do końca rozumiem, gdzie dokładnie są różnice, ale wynika to chyba właśnie z tego, że tam byłam osobą z niepełnosprawnością, tak jak człowiek z rudymi włosami, a nie osobą niepełnosprawną, jak malarz, albo sportowiec. To jest taka różnica, że tam miałam coś, co było dodatkiem do mnie, a tu ja jestem dodatkiem do niepełnosprawności, tu niepełnosprawność mnie opisuje, wytyka palcem, tam był to tylko jeden ze szczegółów, jakiś kawałek mnie. Poza tym w Polsce ludzie doskonale widzą ulgi, które mamy, dodatkowe prawa – „oni dostają, a mnie kto da?”. Ale trudno jest zobaczyć te obciążenia, z którymi walczymy na co dzień. „Oooo, pani sąsiadko, stopa życiowa się pani podniosła, kupiła pani sobie nowy samochód” – zaczepiła mnie sąsiadka na klatce schodowej. „A tak, kupiłam sobie, nowy, 14-letni, bo tamten to już dowód osobisty miał, rozpadła się blacha, i palił jak smok, a ten pali o połowę mniej”. To nie istotne, że ja bez tego samochodu ani pracować nie będę, ani zakupów nie zrobię, że do autobusu wsiadam na czworaka, bo stopnie za wysokie, a woźnica nie ma czasu czekać, aż ja pozbieram wszystkie 4 nogi „do kupy”. Nie ważne, że wtedy dopiero trzeba będzie mnie obsługiwać, no i przy takich rentach to i utrzymywać, że na ten samochód pracowała cała rodzina i rezygnowała ze swoich potrzeb.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku