Menu

Argument najcięższego kalibru

Jarosław Świątek

Niedawno przez chwilę przysłuchiwałem się jednej z wielu telewizyjnych debat politycznych, które – jak to w ostatniej dekadzie modne – zeszły na jeden z tematów światopoglądowych.

Abstrahując od tego, w jakiej sprawie politycy wybałuszali oczy w pogardzie wobec odmiennych od tych gorliwie wyznawanych przez siebie, jedna rzecz przykuła moją uwagę. W pewnym momencie jeden z uczestników stwierdził, że za jego tezą przemawiają badania naukowe. Jakież było moje zdumienie, że to słowo klucz „badania naukowe” ani u zadziornej prowadzącej rozmowę dziennikarki, ani u oponenta nie wywołały żadnej dociekliwości o to, jakie badania polityk miał na myśli i co z nich wynikało konkretnie. Nie tylko nie padły pytania o źródła owych badań i ich autorów, ale także jakby zamknęło to usta oponentowi w tym sensie, że nie drążył on kwestii poruszonej przez amatora dobrej nauki, ale postanowił porzucić ten wątek i uzasadniać swoje stanowisko innymi argumentami. To dość popularna w polityce metoda: „ja swoje, ty swoje”. Dzięki niej każdy kończy dokładnie w tym samym miejscu i w ten sam sposób, a debata publiczna nijak się nie posuwa do przodu. Zresztą z biologii wiemy, że jak ktoś już skończył, to zazwyczaj dalej się nie posuwa.

Oczywiście ciężko o to (niestety), żeby debaty telewizyjne były podobne do tych akademickich, w których bez podparcia się konkretnymi dowodami oraz trzymaniem się określonego, jednego wątku w danym czasie (zamiast szukania argumentów z innej beczki) i zasad logiki formalnej nie forsuje się kolejnych argumentów w oparciu o radosną twórczość i kreatywność na najbardziej abstrakcyjną tezę dnia. Jednak kiedy już ktoś odwołuje się do nauki, bo przecież nie musi tego robić, to krytycznym okiem należałoby zrecenzować owe badania, na które się ów ktoś powołuje. Ale wtedy mogłoby się okazać, że król jest nagi – że takie badania albo wcale nie istnieją, albo źle zrozumiane zostały wnioski z nich płynące, albo celowo przekręcone na potrzeby argumentacji.

Odwoływanie się do badań naukowych jest na tyle silną heurystyką, że ucina dyskusję i uwiarygadnia dane argumenty, które podpierają się rzekomymi badaniami. Prosta sztuczka, która pokazuje, jak bardzo bezrefleksyjnie prowadzone są debaty publiczne. Refleksyjność związana jest z krytycznym myśleniem. Osoba nim się posługująca zadaje pytania, kwestionuje i sprawdza zasadność tez wypowiadanych przez interlokutora, nie zaś przechodzi do własnych argumentów, zupełnie nie odnosząc się do słów adwersarza.

Komunikaty przetwarzamy dwutorowo – peryferycznie oraz centralnie. Centralnie przetwarzamy je wtedy, kiedy posiadamy wiedzę i umiejętności z danego zakresu lub wówczas, gdy nasza motywacja, żeby się skoncentrować, jest odpowiednio wysoka. Oczywiście można sobie łatwo wyobrazić, że posiadamy zarówno motywację, jak i wiedzę (bo dana tematyka nas interesuje np.). W innym wypadku częściej przetwarzamy peryferycznie – pobieżnie, zwracając uwagę na formę w większym stopniu niż treść. W ten sposób, jeśli ktoś wypada bardziej wiarygodnie dzięki mowie ciała, pewności siebie, tonowi głosu, krojowi garnituru, jesteśmy bardziej skłonni uwierzyć w jego racje niż w przypadku przetwarzania centralnego – kiedy jesteśmy skupieni na treści, a forma nie zbija nas z pantałyku.

O ile widz często pozostaje niezainteresowany i łatwiej mu ulec wrażeniu, że uczestnik debaty publicznej wie, co mówi, o tyle już rozmówca, który z natury rzeczy skupiać się powinien na kontrargumentach, powinien jednak być bardziej zainteresowany treścią. Chyba że to kwestia kompetencji? No ale jak o to posądzać poważnego posła. Przecież zadając kilka prostych pytań, mógłby wykazać niekompetencję rywala i rozłożyć go na łopatki. I to na oczach opinii publicznej! Ważniejszym jest jednak wypowiedzenie swojego monologu, bo to pokazuje, jaki to ja jestem kompetentny. Przynajmniej tak mówią badania...

Do poczytania:

  • Petty, R. E., Cacioppo, J. T. (1986). Communication and Persuasion: Central and Peripheral Routes to Attitude Change. New York: Springer-Verlag. 
Jarosław Świątek
Autor: Jarosław Świątek
Redaktor Naczelny
Psycholog społeczny, absolwent Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, założyciel Szkoły Inteligencji Emocjonalnej, komentator medialny i popularyzator nauki. W jego kręgu zainteresowań związanych z psychologią znajduje się psychologia społeczna, psychologia emocji i motywacji.

Komentarze  

Zbigniew Heryng
# Zbigniew Heryng 2016-02-07 08:30
Rzeczywiście, bardzo być może z braku autorytetów lub wspólnych autorytetów, w dyskursach nie tylko politycznych, ale także dotyczących choćby coachingu i pop - psychologii, dość często używa się argumentu „badania naukowe dowodzą” lub „jak wykazują badania naukowe” dla podparcia wygłaszanych tez. Nie wykluczone, że bierze się to na przykład z kompletnej ignorancji uczestników dysputy, albo jest próbą ukrycia tej ignorancji. To może być też powód tego, że odbiorca tego rodzaju argumentu perswazyjnego nie dopytuje o szczegóły wywoływanych badań naukowych? Jednak w ukrywając swoją ignorancję, że nie zna stosowanych wyników badań, oddaje on pole swemu interlokutorowi w sumie jakby sankcjonując użyty rodzaj argumentacji.
Podobnie rzecz ma się niestety z wielu artykułami, felietonami, opiniami i wpisami internetowymi.
Nawet na www.psychologia-spoleczna.pl/ nie wszystkie teksty opatrzone są jakimiś źródłami, odwołaniami, czy choćby tylko wskazówkami dla czytelnika, gdzie może poszukać więcej informacji. Z drugiej strony nic przecież nie stoi na przeszkodzie, aby tekst opatrywać komentarzem „opracowanie własne” lub „w oparciu o wnioski z własnego doświadczenia”, bo przecież tak jak autorzy książek, mamy w końcu prawo do wygłaszania swoich osobistych refleksji, by nie ograniczać się tylko do streszczania tego, co zostało już gdzieś opublikowane?
Dziękuję za ten felieton, który odbieram jako apel „więcej odwagi [asertywności?] w dopominaniu się o wskazywanie źródeł pochodzenia informacji pod szyldem „dowodów z badań naukowych”. Przyznaję, że często sam też spotykam się z tego rodzaju heurystyką i wydaje mi się, że nie odpuszczam, ale może tylko tak dobrze o sobie myślę?
Odpowiedz

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku