Do odkochania jeden krok
- Szczegóły
- Utworzono: 27 stycznia 2014
- Jarosław Świątek
Miłość romantyczna różne ma oblicza. Może być burzliwa, dynamiczna i pełna zwrotów. Może się jednak cechować także spokojem, powolnym budowaniem relacji i napięcia. Możliwa jest również taka, której nikt nie odwzajemnia. Ta miłość wydaje się być najbardziej doskwierającą i sprawiającą ból. Nie ma w końcu nic gorszego, kiedy pragniemy czegoś ze wszystkich sił, a i tak nie możemy tego otrzymać.
Taka sytuacja boli szczególnie, ponieważ nie lubimy, gdy odbiera nam się możliwość swobodnego wyboru. Gdy tylko coś staje się niedostępne, to według Jacka Brehma dochodzi do wewnętrznego oporu psychologicznego (reaktancji), który uruchamia w nas silną chęć dążenia do zakazanego owocu. O ile tym owocem jest jabłko, to jego zerwanie, pomimo konsekwencji, związane jest z podjęciem decyzji wyłącznie przez nas. W przypadku zakochania się, żeby mogło dojść do poczucia „spełnienia”, pozytywną decyzję podjąć musi także obiekt naszych westchnień. Jeżeli tego nie uczyni, to choćbyśmy przygotowali wywar z żabich udek, skrzydeł nietoperza i kurzych łapek, nie jesteśmy w stanie sprawić, żeby nasza miłość odwzajemniła uczucie. Prościej się odkochać. No właśnie, ale czy na pewno prościej?
Jak pokazuje doświadczenie, odkochiwanie się – czy to powstałe w wyniku nieodwzajemnionej miłości, czy po nagłym zakończeniu związku, nie jest wcale takie proste. Niekiedy potrafi trwać długi czas i w początkowych fazach sprawiać nie lada kłopoty w funkcjonowaniu – zaburzając sen, łaknienie, nastrój, motywację do podejmowania jakichkolwiek działań. W pewnym sensie taki stan przypominać może niemal depresję. I właśnie w depresji leży klucz do skutecznego odkochania się. Konkretnie w lekach antydepresyjnych.
Depresję leczy się poprzez leki z grupy selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny (SSRI). Poza zwiększeniem poziomu wydzielania się tego hormonu, hamują one aktywność szlaków dopaminergicznych. Tym samym, zdaniem Helen Fisher i Andy'ego Thomsona, którzy badają za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) pacjentów chorych na depresję, antydepresanty przyczyniać się mogą do eliminowania miłości romantycznej. Miłość romantyczna związana jest bowiem ze zwiększoną aktywnością szlaków dopaminergicznych, a także procesów myślenia obsesyjnego – jedną z najważniejszych cech charakterystycznych dla miłości romantycznej. Oba procesy są w sposób znaczący osłabione przez zwiększenie poziomu serotoniny. Ponadto leki z grupy SSRI obniżają popęd seksualny i zdolność do odczuwania orgazmu. Orgazm z kolei przyczynia się do wyzwalania hormonów: wazopresyny oraz oksytocyny, które odpowiedzialne są za budowanie więzi i zacieśnianie relacji pomiędzy partnerami. O ile sam popęd seksualny wyewoluował po to, żeby ludzie łączyli się w pary z wieloma partnerami seksualnymi – co zwiększać miało szansę na zdrowe i silne potomstwo, to orgazm kobiecy (kapryśny, jak wiadomo) stanowi mechanizm selekcji potencjalnych partnerów. Pomaga on bowiem kobiecie ocenić partnera pod kątem zaangażowania czasu i energii na jej zaspokojenie. Brak orgazmu spowodowany lekami może zatem ów osąd wypaczyć.
Skoro leki antydepresyjne są w stanie wyleczyć nie tylko z depresji, ale także z miłości, to mamy gotową receptę na skuteczne odkochanie się po bolesnym zakończeniu związku lub odrzuceniu zalotów przez preferowany obiekt westchnień. Czy leki i środki psychoaktywne będą więc w przyszłości stanowiły formę kontroli naszego umysłu przez nas samych pod kątem dowolnego aktywowania i deaktywowania rozmaitych stanów psychicznych? Nieszczęśliwa miłość – łykamy prozac, potrzeba poczucia się „na haju” – palimy marihuanę, która aktywuje prawe jądro ogoniaste, odpowiedzialne za objawy psychotyczne. A kiedy chcemy poczuć przypływ motywacji do wykonania konkretnego zadania, stymulujemy układ toniczny – związany z wydzielaniem noradrenaliny, powodujący poczucie napięcia i zawężenia uwagi do konkretnego zadania. Z kolei na przypływ emocji związanych z potrzebą afiliacji, przebywania wśród innych ludzi, zmuszenia się do pójścia na imprezę, pobudzamy jądro przykomorowe i nadwzrokowe w podwzgórzu, które produkuje natychmiast odpowiednią ilość oksytocyny.
Tak może wyglądać przyszłość. Już dzisiaj w celu zwiększenia pobudzenia pijemy kawę, która zawiera stymulującą kofeinę, dla poczucia „haju” czy rozhamowania palimy marihuanę lub nadużywamy alkoholu, a gdy chcemy szybciej zasnąć, bierzemy środki, które zwiększają wydzielanie melatoniny. W przyszłości leki mogą być znacznie bardziej precyzyjne, mniej uzależniające i powszechne. Tylko czy magiczna pigułka faktycznie jest receptą? Edward Diener opisuje ludzkie szczęście jako proces, nie cel. Dochodzenie do celu powoduje, że uczymy się, poszerzając doświadczenie, pokonujemy ograniczenia, poznajemy swoje możliwości i rozwijamy się. To właśnie ta droga do celu powoduje, że czujemy się coraz bardziej szczęśliwi. Nawet jeśli więc szczęście można będzie w przyszłości wyzwalać i podtrzymywać za pomocą środków psychoaktywnych, to jego odczuwanie niczego nas nie nauczy. No, ale może o to właśnie chodzi. Chyba jednak lepsze działanie skutecznych w działaniu związków chemicznych niż wywodzących się z rytuałów czy zabobonów technik, które mają za zadanie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wpłynąć na naszą pewność siebie, seksapil, zdolności przywódcze czy mamienie płci przeciwnej, a których działanie jest żadne. Pracowici i ambitni nie będą na szczęście potrzebowali ani jednego, ani drugiego.
Dla zainteresowanych:
- Diener, E., Biswas-Diener, R. (2010). Szczęście. Odkrywanie bogactwa psychicznego. Sopot: Smak Słowa.
- Fisher, H. (2005). Why we love? The nature and chemistry of romantic love. New York: Owl Books.
- Thyer, R. E. (1967). Measurement of activation through self-report. Psychological Reports, 20, 663-678.