Koko koko nadal spoko
- Szczegóły
- Utworzono: 28 czerwca 2012
- Jarosław Świątek
No i zbliżamy się do końca turnieju Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. Przepiękne mecze, znakomite zachowanie polskich kibiców – poza nielicznymi, niechlubnymi wyjątkami, w których odezwały się środowiska tzw. „kiboli”. Te ostatnie stanowiły jednak margines, a Polacy raz jeszcze pokazali, że zasadność powiedzenia „Polak potrafi” nie wzięła się z przypadku. Nasz wizerunek w oczach Europy poprawił się bardzo, właśnie dzięki Euro.
Kraje europejskie w wielu wypadkach zaskoczone są tym, że nie biegają u nas niedźwiedzie polarne, nie załatwiamy naszych potrzeb fizjologicznych w drewnianych budach bez odświeżaczy z wydrążonymi na środku dziurami, że kraj nasz jest przejezdny. Takie bowiem stereotypy krążyły po świecie, a głównie po Europie. Stereotypy o naszym kraju były tak silne, że w Wielkiej Brytanii media odradzały swoim kibicom wyjazd do Polski, bo wrócą w trumnach. Tymczasem w trumnie wrócić musiał niestety tylko jeden obcokrajowiec i to tylko w wyniku nieszczęśliwego wypadku, co wykazały ponad wszelką wątpliwość nasze służby. Nie zepsuło to w oczach Irlandczyków (bo właśnie tej narodowości była ofiara tragicznego wypadku) naszego wizerunku. W sondażach przeprowadzonych przez nasze agencje badawcze kibice zapowiedzieli, że wrócą do Polski chętnie w przyszłości oraz że będą polecać nasz kraj swoim rodakom. Wykorzystaliśmy więc swoją wielką szansę na promocję. Jakie mogą być skutki takiej promocji? Przede wszystkim dobra opinia, powielana przez środki masowego przekazu i samych ludzi, spowoduje rozbicie dotychczasowych schematów poznawczych dotyczących Polski i Polaków i zastąpienie ich nowymi – znacznie pozytywniejszymi. To przełoży się na ruch turystyczny, ale także i gospodarczy. Jedna z zachodnich gazet podała, że niemieckie przedsiębiorstwa dostrzegły, że Polska jest tygrysem gospodarczym Europy i zaczynają spoglądać coraz śmielej w kierunku wschodniego sąsiada. Pozytywne opinie mogą więc w dłuższej perspektywie przynieść nam wiele korzyści. I to wszystko nie dzięki rządowi czy mediom, ale dzięki wszystkim Polakom, którzy sprostali zadaniu gospodarza i wczuli się w jego rolę znakomicie. Mamy powody do dumy i w tej materii swoją kulturę narzekania możemy odwiesić na kołek.
Jedynym mankamentem Euro jest fakt, że nasza drużyna narodowa nie wyszła z grupy, na co wszyscy bardzo liczyliśmy. Okoliczności były sprzyjające – najłatwiejsza grupa ze wszystkich, własna publiczność, własne stadiony. Mimo tego nie graliśmy najlepiej. Sporo niecelnych podań sprawiało wrażenie, że oddajemy piłkę rywalom gratis, a jak się strzela, pokazują na tym turnieju Włosi, których ponad 80% strzałów jest wymierzona w światło bramki. Także tych ze sporego dystansu. Polacy pokazali na pewno sporą determinację, ale ze skutecznością wiele wspólnego to nie miało. Mimo tego po wszystkim obserwować można było próby atrybucji i wyszukiwania czynników rozpraszających – jak choćby to, że kapitan musiał zajmować się kwestiami biletów na mecze dla rodzin piłkarzy, zamiast skupiać się na meczu, a trener w wywiadzie telewizyjnym stwierdził, że zrobiłby wszystko jeszcze raz dokładnie tak samo, bo to nie jego wina. W tym przypadku się z nim zgadzam – to nie jest tylko jego wina, że nie awansowaliśmy. Jednak wizerunkowo znacznie lepiej by wypadł w oczach narodu, gdyby zechciał ją wziąć na siebie. Na tym polega fenomen Mourinho, na tym polega fenomen Wenty. Nawet jeśli to nie ich wina, oni biorą wszystko na klatę, a od drużyny każą się „odfrędzelkować”. To wzbudza szacunek, uznanie, podziw, sympatię i olbrzymi autorytet. Coś, czego naszemu byłemu już selekcjonerowi zwyczajnie zabrakło. Zrehabilitował się zamiast tego Kuba Błaszczykowski i to on wziął porażkę na klatę. Mimo że był jednym z lepszych piłkarzy na boisku i jest powodem do dumy narodowej, dzielnie przyjął winę na siebie. Taką postawą Kuba wygrał Euro i dał olbrzymią nadzieję, że właśnie tworzy nam się wspaniała reprezentacja, która już niebawem zacznie odnosić sukcesy na miarę naszych oczekiwań.