Czar PR(y)IS(ł)M
- Szczegóły
- Utworzono: 04 lipca 2013
- Jarosław Świątek
Prawdziwa burza rozpętała się, kiedy to Edward Snowden – były pracownik CIA, ujawnił całemu światu, że amerykański rząd inwigiluje własne społeczeństwo. A właściwie, to nie tyle, że to robi, ile ma takie możliwości i program ku temu służący o dźwięcznie brzmiącej nazwie – PRISM.
Wielu obserwatorów życia publicznego chciało dowiedzieć się ile z tych rewelacji jest prawdą, a ile nie. Podjąłem się więc analizy dwóch wystąpień. Pierwsze, to rozmowa w Hong-Kongu, podczas której Snowden ujawnia tajemniczy program PRISM. Drugie z kolei to konferencja prasowa prezydenta Baracka Obamy, podczas której ustosunkowuje się on do tez Snowdena.
Snowden w swoim wywiadzie nie przejawia indykatorów kłamstwa, natomiast wyraźnie jest poddenerwowany przez cały czas trwania rozmowy. Często przełyka ślinę, unosi podbródek, przegryza wargi. Ciężko się temu jednak dziwić. Obnażając tajemnice CIA naraża się na surowe konsekwencje, sam zresztą mówi, że jest ich świadomy. To, czego nie mówi jednak, pojawia się na jego twarzy poniżej.
Taką reakcję okazuje Snowden w momencie, gdy prowadzący wywiad wspomina o tym, co ludzi interesuje najbardziej w kontekście motywu, którym kieruje się Snowden ujawniając te informacje. Gdy padają słowa o tym, co ludzi powinno interesować najbardziej, były pracownik CIA okazuje poddenerwowanie i poczucie winy. Oznacza to najprawdopodobniej, że wiele takich informacji dla społeczeństwa ciekawych zna, choć nie może i zapewne nie chce ich wyrazić. To akurat nic dziwnego. Jako pracownik wywiadu posiadał dostęp do wielu tajnych informacji, o których przeciętny obywatel nie ma pojęcia. To poczucie winy i zdenerwowanie pojawia się w dalszej części wywiadu często wówczas, gdy prowadzący wspomina o jego roli w ujawnianiu tej informacji - gdy pada określenie „whistleblower” - czyli ktoś, kto ujawnia nieprawidłowe działania instytucji. Pojawia się także, gdy mowa o CIA.
Najprawdopodobniej obawia się odwetu, ponieważ towarzyszy temu przełykanie śliny i niekiedy ściąganie brwi, co może być oznaką strachu. Jest to normalna reakcja, kiedy ma się świadomość, że ujawnia się coś o kimś, czego ujawnić ów ktoś nie chce.
Natomiast gdy padają słowa o tym, że przekracza on pewne granice, na ułamek sekundy lewy kącik ust naciąga się bardzo subtelnie.
To mikroekspresja pogardy. Może oznaczać, że nie zgadza się ze słowami prowadzącego jakoby przekraczał on jakiekolwiek granice. Jako były agent zapewne zna o wiele więcej tajemnic, których wyjawienie mogłoby być przekroczeniem granic. Snowden, choć pewnie ma świadomość doniosłości swojego wywiadu już w jego trakcie, nie sądzi raczej żeby robił cokolwiek aż tak znaczącego lub niestosownego w jakimkolwiek sensie.
Kiedy wypowiada kluczowe kwestie dotyczące działania programu PRISM najprawdopodobniej jest zupełnie szczery. Nie pojawiają się żadne nieścisłości i rozbieżności w mowie ciała.
Wywiad nie przeszedł bez echa i głos zabrać musiał w tej sprawie oczywiście prezydent Stanów Zjednoczonych. Podczas konferencji prasowej tłumaczy on, że program jest znany wszystkim członkom Kongresu i na bieżąco kontrolowany przez polityków. Zapewnił, że poza znajomością numerów telefonów i pobieżnym procesom kategoryzacji, namierzania, wszelkie podsłuchiwanie rozmów, służby mogą stosować jedynie wówczas, gdy wystąpią wcześniej o stosowną zgodę sądu federalnego. W tej kwestii nic się nie zmienia – podkreśla prezydent. Mówiąc te słowa jest szczery. Może poza momentem, w którym stwierdza, że wszystkie ekipy rządzące w Kongresie i Białym Domu już od 2006 roku mają wiedzę o specjalnych krokach dotyczących kwestii związanych z bezpieczeństwem USA. Wtedy to na jego twarzy maluje się wyraz, który będzie pojawiał się częściej w dalszej części konferencji:
Podbródek uniesiony i zwężone usta. To poczucie winy. Emocja charakterystyczna wówczas, gdy chcemy wprowadzić kogoś w błąd. Zatem istnieje prawdopodobieństwo, że już wcześniej rozpoczęły się prace nad programami typu PRISM.
Taki wyraz twarzy pojawił się także, gdy prezydent zaczął mówić o internecie i inwigilacji e-maili. Gdy zapewniał, że w internecie nikt ich nie czyta.
A także, kiedy mówił o tym, że potrzebna jest do inwigilacji poczty elektronicznej zgoda sądu, podobnie jak w przypadku rozmów telefonicznych. Można więc wywnioskować z tego, że być może w kwestii telefonów, stosowanie programu PRISM nie jest tak dalece posunięte, jak w sytuacji monitorowania internetu.
Komentarze