Kocie, za dużo godocie
- Szczegóły
- Utworzono: 21 maja 2013
- Jarosław Świątek
Tomasz Kot już od jakiegoś czasu jest twarzą Netii. Akurat za tę konsekwencję firmie należą się słowa uznania. Obecnie w polskiej reklamie panuje pewna choroba. Owa choroba polega na kompulsywnym zatrudnianiu celebrytów na „pędzika”. Ledwie jeden zdąży się przyjąć, a tu już pora na kolejnego. I tak w koło Macieju.
Karuzela z celebrytami kręci się już nie tylko w programach rozrywkowych w stylu „po co oni śpiewają”, ale również w przerwach pomiędzy tymi programami. Samo sięganie po celebrytów niczym zdrożnym nie jest. Autorytet wpływa na sprzedaż. Tak było od dawna, jest i z pewnością jeszcze długo będzie. Im bardziej utożsamiamy się z autorytetem i czujemy do niego sympatię i przypływ pozytywnych emocji, tym większa szansa, że przekaz z jego udziałem wpłynie na nasze zachowania konsumenckie. Tomasz Kot nie wzbudza raczej negatywnych emocji. Wybór tego aktora do kampanii reklamowej Netii był słuszny.
Niestety, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Pomimo dobrze dobranej twarzy autorytetu i konsekwencji we współpracy z aktorem, pojawia się problem w samej formie przekazu. Nie chodzi o koleżankę z planu, która wręcz przyprawia frontową korę o merdanie ogonem i nawet przebija pod względem odczuwania sympatii i aktywacji uwagowej samego Kota, ale o kwestię tego, co jest komunikowane. Około dekadę temu w telewizji była pewna reklama z Tamarą Arciuch. W reklamie tej stylizowana na Sharon Stone aktorka przekładała nogę na nogę i z jej ust wylewał się istny słowotok zachwalający jeden z polskich banków i jego atrakcyjne lokaty. Problem w tym, że nikt nie wiedział, o co w tej reklamie chodzi. Tamara bez wątpienia przykuwała wzrok i uwagę, ale swoim oszałamiającym wyglądem, nie zaś tym, co ma do powiedzenia na temat lokat.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia w omawianej reklamie Netii. Sympatyczny Tomasz Kot i budząca jeszcze większe uśmiechy na twarzy towarzyszka mówią zdecydowanie za dużo. Na samym ekranie pojawia się mnóstwo dystraktorów uwagowych, które wchodzą ze sobą w interferencję. Marka zamiast skupiać się na budowaniu pozytywnego wizerunku, chce przekazać jak najwięcej informacji o swojej ofercie. To kompletny absurd w świetle znajomości funkcjonowania ludzkiego mózgu, zwłaszcza gdy ten mózg ogląda reklamę. Nikt poza osobami zaangażowanymi w kampanię nie pamięta już po 10 sekundach po zakończeniu reklamy, o czym ona w ogóle była i co atrakcyjnego Netia ma do zaoferowania w porównaniu do konkurencji. Na całe szczęście dla marki, aktorzy wzbudzają dużą sympatię i to oraz sposób, w jaki rozmawiają, najpewniej przyczyni się do transferu pozytywnego afektu i co za tym idzie – zainteresowania ofertą. Jednak dopiero wówczas konsumenci zainteresują się tym, co ma Netia do zaoferowania. Do tego czasu nie będą oni mieli pojęcia, że takie pakiety oferuje. Żal tylko pieniędzy wydanych na reklamę, które mogłyby znacznie lepiej budować pozytywne emocje w oparciu o dwójkę aktorów i wykreowaną relację między nimi, niż ma to miejsce obecnie, w sposób zresztą niekontrolowany przez twórców i pomysłodawców reklamy.
Jarosław Świątek jest psychologiem społecznym, absolwentem Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, założycielem Szkoły Inteligencji Emocjonalnej, komentatorem medialny i popularyzatorem nauki. W jego kręgu zainteresowań związanych z psychologią znajduje się psychologia społeczna, psychologia emocji i motywacji.