Czego nie mówić osobom z zaburzeniami?
- Szczegóły
- Utworzono: 14 stycznia 2016
- Monika Kotlarek
I co powiedzieć w zamian?
Wciąż niezmiennie odnoszę wrażenie, że takich wpisów nigdy za dużo. Trochę to smutne, że nadal osobie cierpiącej na depresję, przy tylu kampaniach społecznych, akcjach, książkach i dostępie do informacji, potrafimy rzucić w twarz: „Weź się w końcu w garść i rusz dupę z łóżka”.
Chory budzi się często z nieokreślonym ciężarem w piersi. Każdy kolejny dzień jest wyzwaniem na miarę zdobycia Everestu, a stygmatyzacja i ignorancja społeczeństwa tylko tę wspinaczkę utrudniają. Często w zmaganiu z zaburzeniem psychicznym pomaga otwarcie się na innych i mówienie o swoich problemach, jednak wiąże się to z ogromną uwagą i potrzebą przede wszystkim akceptacji i zrozumienia.
Dlatego dzisiaj, po raz kolejny, powiem Wam, czego nie mówić osobom z zaburzeniami, bo nie jest to ani pomocne, ani miłe, ani nie działa kojąco, a może przynieść więcej szkody niż pożytku. Powiem Wam też, co możecie mówić w zamian. Przyjrzyjcie się sami, jak to wygląda i jak może to brzmieć w głowie chorego.
NIE MÓW: „Masz takie wspaniałe życie i tyle rzeczy, za które możesz być wdzięczny”. Osoby cierpiące np. na depresję spędzają sporo czasu (na pewno na początku choroby), szukając czegokolwiek, co będzie ich cieszyć, za co mogą być wdzięczni, co da im nadzieję, że jutro będzie chociaż odrobinę lepiej. Gdy powiesz komuś choremu, że powinien być wdzięczny lub bardziej się cieszyć, poczuje jeszcze większe poczucie winy i wstyd, bo „widocznie za słabo się stara”. W chorobach psychicznych poczucie winy i wstyd towarzyszą choremu na każdym kroku. To zdanie implikuje, że Twoim zdaniem są słabi i nie robią wystarczająco dużo, by się lepiej poczuć. To, czego możesz być pewien, to to, że chory z całych sił chce, by było lepiej.
POWIEDZ: „Doceniam Cię”. Czy sam nie chciałbyś czegoś takiego usłyszeć, gdy zmagasz się z czymś bardzo, bardzo trudnym? Nie chciałbyś wiedzieć, że jesteś wystarczająco dobry taki, jaki jesteś i ktoś widzi i docenia Twoje starania? No właśnie.
NIE MÓW: „Powinieneś medytować”. Albo iść pobiegać. Trenować jogę. I inne tego typu pomysły. Chory najprawdopodobniej już tego próbował, bo szukając dla siebie ratunku, próbuje się niemal wszystkiego. Możliwe, że medytuje regularnie, więc nie mów mu, że coś musi lub powinien. To, że coś działa na Ciebie, nie oznacza, że zadziała na innych. Nie tylko chorych.
ZAPYTAJ: „Co Cię odpręża?”. Medytacja to jedna z wielu ścieżek do osiągnięcia spokoju. Innym przynosi go np. modlitwa, spacer, czytanie, gorąca kąpiel czy cokolwiek innego. Zapytaj o to. Nie mów, że coś się powinno lub nie powinno robić. Sam też na pewno nie lubisz, gdy ktoś Ci coś narzuca.
NIE MÓW: „Wszystko będzie dobrze”. Gdy chory chce tylko umrzeć, czuje pustkę, bezsens, izoluje się, chce być sam i ma wrażenie, że nie ma już dla niego nadziei na wyleczenie, to czy aby na pewno można powiedzieć, że „będzie dobrze”? To nie pomaga. Zaburzenia często zniekształcają postrzeganie rzeczywistości. Świat jest np. czarny (metaforycznie) i żadne słowa otuchy tego nie zmienią, a mogą jedynie frustrować.
POWIEDZ: „Jestem tu dla Ciebie. Będę Cię wspierać”. To duża ulga wiedzieć, że jest ktoś, na kim można się wesprzeć, gdy upadamy. Zaburzenia psychiczne bardzo często sprawiają, że chory izoluje się od ludzi. I nawet jeśli będzie twierdził, że nie skorzysta z Twojej pomocy czy obecności, to świadomość tego, że jesteś, będzie działała kojąco. Bez napinania. Bez przymusu. Tak po prostu.
NIE MÓW: „Po prostu bądź szczęśliwy”. Mówiąc takie zdanie, pokazujesz ignorancję i twierdzisz, że to, że ktoś cierpi, jest kwestią jego dobrej lub złej woli. Uwierz, że nikt nie lubi cierpieć i chce być szczęśliwy, chce budzić się z motywacją do życia. Czy Ty, gdy jest Ci źle, potrafisz pstryknąć palcami i „po prostu być szczęśliwy”?
ZAPYTAJ: „Co mogę zrobić, by pomóc Ci poczuć się szczęśliwszym?”. Takie słowa dają dużo siły do tego, by może spróbować zrobić jeszcze jeden krok, gdy gdzieś utkniemy w miejscu. Komunikujesz w ten sposób, że jesteś, że wspierasz, że chętnie pomożesz, ale nie będziesz naciskał i do niczego zmuszał. Po prostu będziesz i jeśli zajdzie taka potrzeba – okażesz wsparcie.
NIE MÓW: „To wszystko jest w Twojej głowie”. No, a gdzie ma być? Tak, to zaburzenie psychiczne, ale takie zdanie sugeruje, że Twoim zdaniem chory coś wymyśla i powinien po prostu porzucić swoje irracjonalne myśli. To trywializuje emocje, przeżycia i potrafi wpędzić w duże poczucie winy. Przemyśl to sobie, zanim wypowiesz cokolwiek takiego.
POWIEDZ: „Zróbmy coś fajnego”. Gdy trudno jest choremu uciec od swoich myśli, które przysparzają mu jedynie cierpienia, czasem warto zaproponować mu oderwanie się od nich. Może to być spacer do parku, wizyta w księgarni, odcinek serialu, cokolwiek, co przyjdzie Ci do głowy i co lubi robić Twój bliski. Pomoże to odepchnąć choćby na chwilę negatywne myśli i odprężyć się na jakiś czas.
NIE MÓW: „A czym Ty się w ogóle tak martwisz/smucisz/stresujesz?”. Prawda jest taka, że nie wiesz, co się dzieje w życiu chorego. Nie wiesz, czym spowodowana jest choroba. Powyższym zdaniem sugerujesz, że osoba nie ma prawa czuć tego, co czuje. W pewien sposób na to nie zasługuje. Pamiętaj, że Twoje informacje są ograniczone, a takie słowa ranią, wpędzają w poczucie winy i zwyczajnie krzywdzą. Każdy z nas ma swoje granice.
POWIEDZ: „Jak mogę Ci pomóc poczuć się lepiej?”. Musisz założyć, że tak naprawdę nie wiesz, co się dzieje z drugim człowiekiem. Nie znamy wszystkich problemów, z którymi się zmaga. Zamiast bazować na powierzchownych informacjach, po prostu wyciągnij dłoń. Pokaż, że jesteś otwarty i chętny, by ulżyć im w cierpieniu.
NIE MÓW: „Ludzie mają gorsze problemy”. Ależ oczywiście, że mają. Wojny, głód, utrata pracy, śmierć bliskich. Przypominanie o tym choremu wpędza go w głębokie poczucie winy, że nie może „wziąć się w garść” i zacząć cieszyć tym, że nie spotyka go nic gorszego. Poza tym jak wartościować, co jest gorsze, trudniejsze?
POWIEDZ: „Przykro mi. Chcesz o tym pogadać?”. Osoby borykające się z zaburzeniami psychicznymi nie potrzebują ciotek i wujków „dobra rada”. Zwłaszcza, że te „dobre rady” najczęściej dają ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia o chorobie. Najlepsze, co możesz zrobić, to zaoferować wsparcie i być. Po prostu być, bez oceniania i osądzania.
Weź sobie po raz kolejny te zdania do serca. Pierwsze wyrzuć ze słownika. Drugą grupę stosuj, gdy tylko zajdzie taka potrzeba lub chęć. Powodzenia.
Komentarze
Pani pomysły są wyrazem normalnego szacunku wobec drugiej osoby, ale niestety ludzie, którzy nie zastanawiają się nad swoim życiem, których jest cała masa rzeczywiście muszą się tego uczyć, jakby wciąż nie chcieli dorosnąć.
Jako katolik mogę coś więcej - działać miłością.
Coś jak Pani pisała " Zróbmy coś fajnego" i to robić dopóki, dopóty osoba której towarzysze zaczyna zauważać sens. To jest trudne, ale naprawdę warto.
Skąd jednak mieć pewność, że czyjaś immobilność wynika z depresji, a nie z czystego wygodnictwa czy lenistwa? Łatwiej jest, kiedy można wskazać na uwarunkowania wynikające z doznanego wstrząsu emocjonalnego lub traumy psychicznej. Jak zrozumieć depresję „bez specjalnego wyraźnego powodu”? Dla otoczenia osoby zmagającej się z depresją wcale nie musi to być łatwa sytuacja. Dlatego może warto byłoby zamiast połajanek, komend i wezwań „do niepamięci” zaproponować takie sugestie i propozycje, które wynikają bardziej z troskliwości, a mniej zaprawione pouczaniem? To niestety kolejny przykład "wszystko - wiedzy - lepiej", jak ktoś inny powinien lub nie powinien się zachowywać.
Cierpię na depresję i usłyszałam już chyba wszystkie te wypisane zdania.
Codziennie od rodziców słyszę tylko "Ale czym ty się tak stresujesz?", a najgorszy był tekst matki: "wiesz, chciałabym cię kiedyś zabrać do szpitala, żebyś zobaczyła chore dzieci i to, jakie ludzie naprawdę mają problemy". Nie chcę wspominać już o wyzywkach babci "jesteś śmierdzącym leniem", kiedy leżę łóżku i nie mam na nic ochoty.
Od strony nauczycieli wiedzących o mojej chorobie też nigdy nie usłyszałam niczego, czego powinnam. "Uprawiasz jakiś sport? Może powinnaś chodzić na spacery. A może joga?" i klasyczne "Czy ty wiesz, jakie ludzie mają problemy i sobie z nimi muszą radzić?".
Jeśli chodzi o rówieśników, nie mam zbyt wielkiego grona koleżanek, ale dowiedziałam się, że powinnam cieszyć się życiem, przestać się zamartwiać, że problem leży w mojej psychice i jak będę chciała, to się go pozbędę.
Nawet psychiatra częstuje mnie tekstami z serii "wszytko będzie dobrze", "nie martw się".
Mówcie ludziom o depresji i obalajcie stereotypy.
Pozdrawiam!
Czasami wystarczy wysłuchać, kogoś kto chce mówić, nie dawać rad a jedynie okazać "jestem z Tobą" - to może zdziałać naprawdę wiele. Dać człowiekowi siłę. Nic nas to nie kosztuję.
To co w Twoich słowach ma dla mnie szczególną wagę, to wdzięczność. Uważam, że tak samo jak wybaczanie, tak i wyrażanie wdzięczności ma niezwykłą moc "uzdrowicielską ". Przynosi ulgę.
1. przyzwalanie na depresję
2. uczenie się żyć z depresją
3.niedowierzanie - jak rozumiem, że ktoś wyglądający atrakcyjnie, a na pewno nie wyglądający na osobę chorą, może się nią "legitymować"?
4. co to znaczy "mieć naprawdę ciężko w życiu"
5. prawdziwe życiowe boje
i wreszcie
6. depresja jako mur nie do przebicia.
Każdy wątek to obietnica ciekawej dyskusji.
Ja dołożę od siebie tylko jeden powiązany z nimi temat. Mianowicie przyjęcie etykietki związanej z diagnozą i w konsekwencji wejście w rolę chorego, a następnie identyfikacja czy też utożsamienie się z ta rolą i posługiwanie się nią czy też jak to wcześniej nazwałem - legitymowanie się. Podobne zjawiska już przerabiamy przy okazji załatwiania przez rodziców zaświadczeń dla swoich dzieci a to o dysleksji, a to dysortografii, o dyskalkulii czy innych dys ... Chciałoby się rzec w końcu -dyskwalifikacj ach. Kłopot nie w tym, że powstają jakieś lepsze czy gorsze diagnozy, ale w tym, że się je "naciąga", żeby uniknąć czegoś, nie ponosić odpowiedzialnoś ci, żeby mieć handicap i jest to nagminnie nadużywane w oczekiwaniu obniżenia wymagań. Spotkałem w życiu sporo młodych mężczyzn, którzy dla uniknięcia obowiązkowej służby zdrowia "załatwiali sobie żółte papiery", a potem ich zdziwienie, że w dorosłym życiu te żółte papiery odcięły ich od wykonywania wielu zawodów. Jeśli ktoś chce taryfy ulgowej od życia, to czy faktycznie cierpi na depresję, czy też tylko posługuje się nią jako wymówką i etykietką człowieka chorego, odcina się od jakiejś sfery życia. Problem moim zdaniem bardziej tkwi w tym, jak można by efektywnie i szczęśliwie żyć POMIMO choroby, rzeczywistej czy tylko modnej, a nie jak się nią posługiwać wobec innych ludzi. Zresztą depresja nie jest tutaj chorobą wyjątkową, bo niestety jest wiele takich, z którymi niektórzy z nas borykają się często przez całe życie, a które niosą ze sobą jakieś ograniczenia, nawet nie ma sensu wymieniać.
Pamiętam też pewnego młodego człowieka, napotkanego na forum poświęconym prokrastynacji, jak się rozradował wielce, gdy dowiedział się, że on cierpi na taką właśnie chorobę [nawiasem mówiąc prokrastynacja nie sklasyfikowana jako choroba] i teraz jego życie stało się dla niego jasne. Niestety okazało się też, że poza tym w jego życiu to niczego nie zmienia.
Jeszcze jedna kwestia. Gdzieś już napotkałem publikację na temat udziału przemysłu farmaceutyczneg o w upowszechnianiu diagnozy depresji. Wydaje mi się też [poproszę kogoś bieglejszego o ewentualne sprostowanie], że także w DSM V, czyli klasyfikacji chorób i zaburzeń, mniej objawów wystarczy „zaprezentować” , żeby spełnić kryteria diagnostyczne depresji. Innymi słowy łatwiej się „wykazać” depresją, łatwiej jest dostać taką diagnozę od lekarza i receptę na nowej generacji cudowne uzdrawiacze farmakologiczne . Gdybym sam cierpiał na depresję, to pewnie dopiero teraz poczułbym się naprawdę przerażony.
Dlatego takie artykuły powinny być szeroko propagowane żeby każdy miał do nich dostęp.
Pozdrawiam :)