„Ida”. Recenzja widza.
- Szczegóły
- Utworzono: 18 lutego 2015
- Milena Drzewiecka
„Ida” idzie po Oskara. Bez względu na decyzję jury, wielu widzów już wydało… wyroki. I choć słowo „wyrok” pasuje bardziej do sądownictwa niż kinematografii, są odbiorcy, którzy ostatnio chętnie odgrywają rolę sędziego. Co sprawia, że w czarno-białym obrazie jedni widzą tylko czerń, a inni - tylko biel?
Film Pawła Pawlikowskiego na polskich ekranach można było zobaczyć już jesienią 2013 roku, ale dopiero deszcz międzynarodowych nagród sprawił, że o „Idzie” nad Wisłą zrobiło się głośniej. Dyskusje artystyczne zostawmy krytykom filmowym. Psycholog może analizować przeżycia i osobowość bohaterów, ale mnie w tym przypadku bardziej zainteresowała psychologia widza.
Część widzów „Idy” się zbuntowała i nazwała film antypolskim. Powstała nawet specjalna petycja, by każdorazową emisję filmu opatrzyć informacjami, kto był okupantem Polski i kto odpowiada za pogrom Żydów. Inna grupa nazwała produkcję antyżydowską, przekonując, że reżyser nic, tylko powiela negatywny obraz Żyda. I jedni, i drudzy oglądali te same 80 minut. I jedni, i drudzy słuchali tych samych dialogów. I jedni, i drudzy widzieli te same czarno-białe zdjęcia. A jednak zobaczyli i usłyszeli co innego.
Ja obejrzałam i – w przeciwieństwie do wielu – dostrzegłam biel, czerń i sporo szarości. A jednak łatwiej zawiesić oko tylko na wybranym elemencie. W przypadku wieloznacznych obrazów sami wybieramy to, co – nawiązując do psychologii Gestalt – jest figurą, a co tłem. Wybieramy najczęściej to, co bardziej sprzyja naszym poglądom, szukamy potwierdzenia własnych stanowisk, niechętnie dopuszczamy do siebie argumenty innej strony – w dyskusji, a co dopiero przed szklanym ekranem.
W kinie siedzą ci sami skąpcy poznawczy, których spotykamy w pracy czy na ulicach. Skąpcy, którzy na rzeczywistość (tę „tu i teraz” i tę w filmie) patrzą przez okulary zbudowane z doświadczeń, poglądów i (nie)wiedzy.
W tej recenzji zachowań widza nie tyle chodzi o konkretny film, co pojawiającą się coraz częściej polaryzację. Polskie-niepolskie, nasze-ich, liberalni-solidarni – możemy mnożyć pojawiające się co i raz opozycje. Najczęściej nie są niczym innym jak kolejną odsłoną sporu „swój-obcy”. Co ciekawe, głośno grzmią także ci, którzy przedmiotu sporu nie znają. Nic mnie tak ostatnio nie „rozbawiło”, jak negatywna recenzja filmu wygłoszona przez osobę, która… w ogóle go nie widziała.
Człowiek zwykle chce bronić samooceny (przyznanie się do braku racji boli) i za wszelką cenę unika dysonansu poznawczego (poznanie innego punktu widzenia zmusza do myślenia, rodzi wątpliwości). To zrozumiałe, aczkolwiek nie do końca bezpieczne. Jeśli, cytując klasyka: „Nic nas nie przekona, że białe jest białe, a czarne jest czarne”, jak dostrzeżemy inne barwy?