Menu

Fejspatia

Zasiadłszy wygodnie w fotelu albo rozkładając się na kanapie niczym okładka Playboya, włączasz film. Nie jest to zwykły film. To szczególny dla ciebie film. Nie przeszkadza to, że widziałeś go już 10, a może i więcej razy. Za każdym razem sprawia on tobie tyle samo przyjemności. No właśnie, ale czy aby na pewno tyle samo?

Filmy, podobnie jak i książki, działają na nas szczególnie dzięki temu, że identyfikujemy się z bohaterami. Odczuwamy zażenowanie, kiedy widzimy, jak zamierzają popełnić rażący błąd (w końcu jako widzowie mamy pełny obraz sytuacji, a nasz bohater niekoniecznie, możemy więc śmiało mu zwymyślać). Przeżywamy strach, kiedy grozi mu niebezpieczeństwo, i odczuwamy radość, kiedy osiąga upragniony cel. Za te stany odpowiada nasz zmysł empatii, który związany jest z kilkoma ośrodkami w mózgu (m.in. korą somatosensoryczną, zakrętem wrzecionowatym, zakrętem hipokampa, bruzdy skroniowej).

Empatii jednak nie należy mylić ze współczuciem. Współczucie to okazywanie wsparcia, otuchy, pomocy. Empatia to wejście w skórę innej osoby, ale niekoniecznie okazywanie jej współczucia. Te dwa terminy są zestawiane nierzadko jako tożsame, ale takie nie są. Można współczuć bez empatii i można empatyzować bez współczucia. Termin „współczucie” jest problematyczny, bo wejście w czyjąś skórę wiąże się z wyobrażeniem jej uczuć i ich odzwierciedleniem. W języku angielskim jest to prostsza sprawa, ponieważ „sympathy” (współczucie) wyraźnie różni się znaczeniowo od „empathy” (empatia).

W jaki sposób można więc empatyzować bez współczucia? Najłatwiej wyobrazić to sobie na przykładzie niemieckiego schadenfreude. Polega ono na tym, że czerpiemy radość z czyjegoś niepowodzenia. Nie chodzi tu o skrajną radość i wrogość, a o umiarkowane zadowolenie np. z powodu, że mieliśmy rację. Empatyzujemy z osobą, która doznała niepowodzenia, ale jesteśmy zadowoleni, że tak się stało. Nie okazujemy jej współczucia. Lub takowe udajemy na potrzeby procesu socjalizacji.

Odwrotna sytuacja – z okazywaniem współczucia bez udziału empatii, ma miejsce, kiedy nie rozumiemy i nie potrafimy sobie wyobrazić, dlaczego ktoś z naszych bliskich jest mocno zestresowany łatwym dla nas zadaniem, np. wystąpieniem przed pięcioosobową grupą, ale okazujemy mu wsparcie, doradzamy techniki relaksacyjne i przygotowujemy melisę.

Oglądając film, czytając książkę, ilekroć wczuwamy się w sytuację bohaterów, aktywizują się obwody neuronalne, odpowiedzialne za empatię właśnie. Jednak kiedy znamy już losy bohatera, to o empatię jest trudniej. Empatia niejako habituuje. Dlatego najczęściej nie oglądamy tego samego filmu dwa razy pod rząd i musi minąć jakiś czas, żebyśmy ponownie chcieli go obejrzeć. Inaczej wydaje się on zwyczajnie nudny. Są oczywiście osoby, które się nie zgodzą, i mogą w kółko oglądać te same odcinki ulubionego serialu albo filmu. Ten tekst jednak jest o zwykłych misiach, a nie misiach o ponadprzeciętnych rozumkach i mózgach zdolnych do włączania i wyłączania empatii na życzenie (np. na skutek wpadnięcia do kociołka Panoramiksa w dzieciństwie).

Jest jednak pewien haczyk. Okazuje się, że potrafimy dwukrotnie pod rząd obejrzeć ten sam film, jeśli drugi raz będziemy to robili w towarzystwie bliskiej nam osoby. Wówczas próbujemy wyobrazić sobie, co on odczuwa, kiedy widzi poszczególne sceny, dlatego często spoglądamy na siebie podczas wspólnych seansów. W tym momencie aktywują się neurony lustrzane i możemy rozkoszować się ponownie emocjami zawartymi w ruchomym obrazie.

Niedawno ktoś zapytał mnie, skąd taka popularność mediów społecznościowych i uzależnienie od Facebooka u tak wielu osób, którzy wręcz rozpoczynają dzień nie od przeglądu prasy, ale właśnie od przeglądu tablic znajomych. Mnie jako gorliwego użytkownika FB to nie dziwi. W końcu na takim wallu znajdziemy znacznie więcej ciekawych wiadomości niż we współczesnych mediach ogólnotematycznych. W dodatku dowiemy się, co czują, myślą, robią lub jak wyglądają w danym momencie nasi znajomi. Nie ma jednej odpowiedzi stojącej za popularnością serwisów społecznościowych. Temat jest znacznie bardziej złożony. Jednak jednym z istotnych elementów korzystania, w szczególności dzielenia się informacjami, zdjęciami, dowcipami, może być właśnie empatia. Chcemy się podzielić na podobnej zasadzie, jak oglądanym filmem ze znajomymi i w ten sposób, monitorując ich reakcję w postaci polubień, komentarzy i udostępnień, odczuwamy jeszcze raz komizm skeczu, dumę z osiągnięć polskich sportowców lub złość na polityków. Same polubienia natomiast stanowią wzmocnienie pozytywne dla naszego ośrodka nagrody i tym samym powodują, że będziemy częściej się dzielili różnymi materiałami, przemyśleniami czy sytuacjami, które wywarły na nas wrażenie. Jednakże brak popularnych lajków może spowodować odwrotną reakcję. Zwłaszcza u osób szczególnie podatnych na odrzucenie. U takich osób brak polubień będzie związany z większą aktywnością grzbietowo-przedniej części zakrętu obręczy i przedniej części wyspy – ośrodków związanych z odczuciem odrzucenia społecznego i odpowiedzialnych za odczuwanie negatywnych emocji z tym stanem związanych. Stan ten, choć obiektywnie nieuzasadniony – brak lajków nie świadczy o tym, że nasza wizja świata lub my sami jesteśmy przez kogokolwiek odrzucani, spowoduje najprawdopodobniej wycofanie na tej samej zasadzie, która powoduje większą aktywność osób, które uzyskują dużo polubień swoich postów – warunkowania instrumentalnego. O ile chęć odczuwania empatii może być więc wyzwalaczem dla zamieszczania informacji na fejsbukowej tablicy, o tyle reakcja na ten wpis może mieć wpływ na dalszą chęć dzielenia się różnymi materiałami i empatyzowania z innymi.

Trzeba mieć jednak na uwadze, że obiektywnie nie dochodzi do żadnej weryfikacji tego, co zamieszczamy na naszej wirtualnej ścianie. Polubienie jest bowiem bardzo wieloznaczne. Nie wiadomo, za co lajk jest przyznawany. Czy za treść, formę, sposób opisu, wrażenie estetyczne, czy zwykłą sympatię do autora. Ponadto liczba polubień związana jest z liczbą znajomych oraz ich aktywnością. Aktywni użytkownicy Facebooka chętniej lajkują i wrzucają różne treści na swoje tablice niż użytkownicy mniej aktywni. Nie zawsze także dany post zostanie zauważony, bo Facebook posiada algorytmy, które pozwalają na wyświetlanie informacji określonej liczbie znajomych, która jest wybierana np. na podstawie częstości interakcji, w które wchodzimy ze znajomymi (komentarze, polubienia, udostępnienia, rozmowy na czacie, kliknięcia wrzucanych linków).

Facebook to nie tylko bogate źródło informacji, ale również regulator naszego zachowania. Ma wpływ na samoocenę, samopoczucie, aktywność w sieci i poza nią. Jeśli nie będziemy świadomi tego, jakie stany jest zdolny w nas wywoływać, to możemy popadać w skrajne emocje, które nierzadko są obiektywnie bezpodstawne. Ale czy chcemy wychodzić z Krainy Czarów, jeśli czujemy się w niej lepiej niż w codziennej rzeczywistości?

Do poczytania:

  • Bloom, P. (2015). To tylko dzieci. Narodziny dobra i zła. Sopot: Smak Słowa.
Jarosław Świątek
Autor: Jarosław Świątek
Redaktor Naczelny
Psycholog społeczny, absolwent Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, założyciel Szkoły Inteligencji Emocjonalnej, komentator medialny i popularyzator nauki. W jego kręgu zainteresowań związanych z psychologią znajduje się psychologia społeczna, psychologia emocji i motywacji.

Komentarze  

Michał
# Michał 2017-07-31 09:03
Po latach..ale cóż. Z całym szacunkiem Panie psychologu ale bzdury Pan pisze. Z wykształcenia jestem kulturoznawcą i mechanizmy, które rządzą widzem podczas oglądania polegają na czymś z góla zupełnie innym. Wszystko zależy od sytuacji odbioru, czy ma ona miejsce w kinie, czy przed ekranem telewizora czy też komputera o czym w ogóle Pan nie wspomina. W kinie, za sprawą warunków (zaciemniona sala), obraz projektora rzucony na płótno, dużo łatwiej uaktywnia się tzw. mechanizm projekcji-ident yfikacji, możliwy do zaistnienia głównie w kinie przezroczystym, czyli kinie stylu zerowego. Owe filmy są tak skonstruowane byśmy przede wszystkim IDENTYFIKOWALI się z bohaterem, niekoniecznie mu współczując czy czując jakąkolwiek empatię. Spory o semantykę i znaczenie tych dwóch słów są dla mnie w kontekście mediów zupełnie bezsensowne. Sama etymologia słowa "współczuć" w języku polskim przynajmniej ukazuje, że jest to współodczuwanie więc jaką brednią jest pisanie, o pomocy bez rozumienia drugiej osoby. Pomoc osobie to jedno, nie muszę takiej osobie ani współczuć, ani odczuwać wobec niej empatii, co nie zmienia faktu, że pomogę jej choćby z poczucia przyzwoitości i pewnych zasad moralnych lub jak kto woli, zakorzenionego humanizmu. Akurat empatia i współczucie leżą bardzo blisko siebie i granica między nimi jest bardzo cienka.
W kontekście sytuacji odbioru dzieła filmowego, jest sprawą zupełnie drugorzędną. Także z tego powodu, że mechanizm identyfikacji zawsze zostawia furtkę ze świadomością fikcji tego co oglądamy. Już nie mówiąc o tym, że każdy film, który oglądamy - oglądamy "przez siebie", pryzmat własnych przeżyć i różnych zyćiowych rozterek, co pozwala nam dużo łatwiej identyfikować się lub nie z tym co przeżywa bohater czy bohaterka filmu. Współczucie i empatia to stany, które są konsekwencją tego mechanizmu.
Odpowiedz

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku