Po pomoc
- Szczegóły
- Utworzono: 10 grudnia 2013
- Milena Drzewiecka
W obronie genów, dla poprawy nastroju czy z wzajemności – o tym, co może stać za zachowaniami prospołecznymi pisaliśmy w ostatnim tygodniu. Teraz piszemy, kogo i jak prosić. Ruszenie na pomoc innym to sprawdzian dla każdego, ale wcale nie łatwiej może być odnaleźć się w sytuacji proszącego.
Krzyk „ratunku” i … cisza, nikt nie podbiega, nikt nie przychodzi z pomocą, nikt nawet po tą pomoc nie zadzwoni. - Co za ludzie - usłyszymy. - Gdzie empatia, gdzie współczucie.- Jedno lub drugie może się ujawnić, ale pod warunkiem, że nasze wołanie o pomoc zostanie zauważone, a sytuacja zakwalifikowana jako ta, która wymaga naszej (!) interwencji.
Badania Darley i Latane wskazują, że przygodny świadek wypadku przyjdzie z pomocą pod warunkiem, że pokona pięć stopni: 1) zauważy zdarzenie, 2) zinterpretuje je jako nagły wypadek, 3) przyjmie odpowiedzialność, 4) wie, jak udzielić pomocy, 5) podejmie decyzję o jej udzieleniu.
Tylko lub aż pięć kroków. Aż, gdy weźmiemy pod uwagę, jak wiele zdarzeń ma miejsce w chaosie, jak duża jest ignorancja przygodnych sytuacji, a jak mała wiedza nt. udzielania pomocy.
Chcąc zwiększyć własne szanse na to, że w sytuacji kryzysowej ktoś inny udzieli nam pomocy, warto wiedzieć, kogo i jak prosić. I nie chodzi tu o manipulacyjne techniki „stopa w drzwiach”, czy „drzwiami w twarz”, ale faktyczne wskazówki: jak wołać o pomoc, gdy jesteśmy w sytuacji zagrożenia.
Po pierwsze, prośbę o pomoc kierujemy do konkretnej osoby (krzyk do wszystkich bywa krzykiem w próżnię; zgodnie z efektem widza, wraz ze wzrostem liczby przygodnych świadków, maleje motywacja do aktywnego działania na rzecz innych; odpowiedzialność ulega rozproszeniu).
Po drugie, tzw. czyny bohaterskie są domeną mężczyzn, a pomoc rozłożona w czasie - domeną kobiet. Słowem, kobiety częściej i chętniej podejmą się opieki nad chorymi, mężczyźni z większym prawdopodobieństwem rzucą się nam na ratunek w pożarze.
Po trzecie, mieszkańcy wsi i mniejszych miast pomagają częściej niż mieszkańcy metropolii (hipoteza przeładowania urbanistycznego). Już kilka godzin po wybuchu gazu w Jankowie Przygodzkim samorządowcy mówili: „Nasi mieszkańcy na pewno nie zostawią innych w potrzebie”. Jakkolwiek otwarto szkołę dla poszkodowanych to … stała ona pusta. Wszyscy z poszkodowanych znaleźli pomoc u bliskich lub sąsiadów. To jak psychologiczne case study, gdy altruizm krewniaczy krzyżuje się z normą wzajemności i standardem większej pomocy w środowiskach wiejskich.
O pomoc trudno jest poprosić mężczyznom (w końcu „chłopaki nie płaczą”), osobom starszym (chęć pozostania niezależnym), dzieciom w wieku 7-8 lat (kształtowanie się normy niezależności) i osobom o wysokiej samoocenie (obawa przed okazaniem słabości).
Oczywiście istnieją też różnice międzykulturowe, co najlepiej dało się zaobserwować przy tragicznych wydarzeniach w Fukushimie. Takiej dyscypliny pomocy mogliby sobie tylko życzyć mieszkańcy Filipin walczący po tajfunie z szabrownikami, czy Amerykanie przeżywający plądrowanie sklepów po huraganie Katrina.
Siła norm robi swoje. Normę pomagania kształtuje się u dzieci ok. 6 roku życia. Umożliwiając im obserwację zachowań pomocowych, zwiększamy szansę, że kiedyś to one będą udzielać wsparcia. Jeśli do 11 roku życia dziecka rodzice modelują i nagradzają (nie finansowo) zachowania pomocowe, istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziecko utrwali tę normę.
Gdy do tego norma osobista idzie w parze ze społecznie wyznawaną, zachowania prospołeczne zyskują tak na wartości, jak i na ilości.
Więcej o badaniach Darley i Latane:
- Darley, J.M., Latane, B. (1968). Bystander interventions in emergencies: Diffusion of responsibility. Journal of Personality and Social Psychology , 8, 377-383.