Zdobyć świata szczyt, albo przeżyć dzień
- Szczegóły
- Utworzono: 11 lipca 2013
- Jarosław Świątek
Dla naszego dobrostanu liczy się nie tyle osiągnięcie celu, co droga ku celowi. Badania dowodzą, że pozytywne emocje pomagają w wytrwałym dążeniu do celu. Ich brak zaś stwarza wrażenie, że droga jest bardziej stroma.
Osiągnąć szczyt wcale nie jest tak prosto. No, ale gdyby było prosto, to nie byłaby to góra, tylko równina. Dotychczas sukces zależał od wysokości góry, jej dostępności, kąta nachylenia zboczy, skalistości, pogody, itp. Słowem – od warunków zewnętrznych. Stosunkowo łatwo wskakuje się na pagórek, ale już zdobycie Broad Peak można nawet przypłacić życiem. Wysiłek jest więc zróżnicowany. Nie inaczej jest w sytuacji, w której szczyt jest metaforą osiągnięcia życiowego sukcesu. Gdy o sukces ten nie ubiega się zbyt wielu, gdy posiadamy naturalne lub nabyte w toku uczenia się predyspozycje do jego osiągnięcia, dokonamy tego łatwiej, niż kiedy tam, dokąd zmierzamy, uderza prawdziwy tłum, a nasze umiejętności nie są wystarczające, żeby zostawić go w tyle. Tak też wygląda dzisiaj typowy wyścig szczurów, w którym wielu biegnie, ale nikt dobiec nie może. Po co jednak w ogóle biegniemy?
Wrota Olimpu
Osiągnięcie sukcesu jawi nam się jako najważniejszy komponent naszego poczucia szczęścia. Wierzymy, że gdy dotrzemy do celu, będziemy spełnieni i szczęśliwi. W końcu na szczycie Olimpu rezydowali bogowie i obcowanie w ich towarzystwie stanowiło marzenie chyba każdego starożytnego Greka. Co więcej, gdyby ktoś zechciał nam zaoszczędzić trudu i od razu teleportować do miejsca naszego przeznaczenia, to wydaje nam się, że bylibyśmy przeszczęśliwi. Tymczasem, jak pokazują liczne badania (Diener & Biswas-Diener, 2010), to droga do celu sprawia, że osiągając go, czujemy się spełnieni.
Gdyby ktoś, jak za dotknięciem magicznej różdżki, zapewnił nam wszystkie luksusy świata, to bardzo szybko zaczęlibyśmy się nimi nudzić. Poczucie szczęśliwości jest stanem emocjonalnym i jak każdy tego typu stan, ma on psychofizjologiczną tendencję do habituacji. Oznacza to, że emocje powoli wygasają i są zastępowane przez inne. Poczucie spełnienia może więc obrócić się w odczuwanie pustki i nieszczęścia.
Tymczasem ludzie są niecierpliwi i pragną natychmiastowej gratyfikacji. Po co ciężko pracować i czekać na zarobienie 100 tys. zł na samochód, skoro można próbować wygrać w lotka? Samochód kupiony zostanie od ręki, a i jeszcze na dom czy wycieczkę na Karaiby zostanie. Bez wysiłku, z łatwością, prosto do ośrodka nagrody w mózgu. Tak jest po prostu łatwiej. Męczenie się podczas wchodzenia pod górę nie jest przyjemne, a wręcz momentami mamy wrażenie, że nigdy nie dotrzemy do celu. Uporczywe myśli, które nakazują zawrócić i dać sobie spokój, pojawiają się nierzadko. Wielu ulega. Zwłaszcza gdy droga do szczytu wydaje się być naprawdę trudna. Tymczasem – jak mówi pewne powiedzenie: „Nie narzekaj, że masz pod górkę, skoro zmierzasz na szczyt”.
Strome zbocza mózgu
Znakomita większość z nas skupia się na czynnikach zewnętrznych, które prowadzą nas do osiągnięcia spełnienia. Ten stan rzeczy wynika z tego, że nasza percepcja jest zakrzywiona przez podstawowy błąd atrybucji (Ross, 1977). Polega on na tym, że postrzegamy zachowania innych osób (aktorów) jako bardziej zależne od ich wewnętrznych pobudek i cech osobowości, niż czynników zewnętrznych, których nie jesteśmy świadomi z naszej perspektywy obserwatora. Natomiast własne motywy tłumaczymy znacznie częściej czynnikami zewnętrznymi, których dostrzegamy więcej, niż czynników wynikających z naszej osobowości. U podłoża tej deformacji w postrzeganiu leży wyrazistość spostrzeżeniowa i dostępność informacji z niej wynikająca (Heider, 1958). Ostatecznie siebie obserwować nam ciężko, o ile nie ma w sali luster (Wicklund, 1975) i stąd bardziej świadomi jesteśmy tego, co dzieje się wokół nas niż wewnątrz. Z tego powodu przeceniamy wpływ otoczenia na nasze powodzenia i porażki, analogicznie zaś przeszacowujemy wpływ innych osób na ichnie sukcesy i klęski, nie doceniając wpływu otoczenia.
Tymczasem to, co dzieje się w naszych głowach, może być znacznie bardziej istotne, niż nam się dotychczas zdawało. Do tej pory sądziliśmy bowiem, że góra jest obiektywnie stroma lub łagodna. Tymczasem to, jaka jest góra, zależy w dużej mierze od....naszych emocji. Badacze Proffit i Clore (2006) przeprowadzili eksperyment, w którym osoby badane wchodziły na szczyt, mając na plecach ciężki lub lekki plecak. Następnie miały one za zadanie ocenić, jak strome jest wzgórze. Okazało się, że osoby, które dźwigały ciężki plecak, oceniały je jako znacznie bardziej strome, niż ci, którzy nieśli plecaki lekkie.
W kolejnym badaniu, eksperymentatorzy puszczali osobom, które miały ocenić jak strome jest zbocze, odpowiednio przygnębiającego Mahlera lub optymistycznego Mozarta. Okazało się, że ci pierwsi oceniali stromość góry na średnio około 30 stopni, podczas gdy grupa, która słuchała Mozarta, oceniała je średnio na 19 stopni nachylenia.
W jeszcze innym eksperymencie, badani znajdowali się na stabilnej skrzyni na szczycie wzgórza, a inni na chwiejnej deskorolce. Badacze ponownie poprosili o ocenę pochyłości. Za bardziej pochyłe uznawali je ci, którzy odczuwali większy lęk i niepewność, znajdując się na deskorolce, aniżeli osoby, które stały na skrzyni i odczuwali pewność i komfort.
Przez zewnętrze do wnętrza
Emocje, a konkretnie ich znak – pozytywny lub negatywny, wpływają na nasze postrzeganie drogi do sukcesu. Gdy pojawia się wiele przeciwności, które obniżają nasz nastrój, droga wydaje się być zbyt wymagająca i nieprzystępna. Natomiast jeśli idzie nam gładko, to zbocze postrzegamy jako łagodne, a sukces wydaje się na wyciągnięcie ręki. Jednak to, jak reagujemy na przeciwności i problemy, zależy w dużej mierze od nas samych. Im więcej będziemy się wystawiali na pozytywne emocje i ich oddziaływanie, tym łagodniejsza będzie nam się wydawała droga na szczyt. Nie odmawiajmy sobie więc drobnych przyjemności, postojów i odpoczynku, a będziemy odczuwali znacznie większy komfort i pewność siebie, niż gdy poddamy się wyłącznie chronicznej pracy i w konsekwencji zmęczeniu. Odczuwany wówczas lęk i niepewność będą napędzały nasze obawy, a obawy będą podsycały lęk i niepewność. Takie perpetuum mobile może być nie do wytrzymania i prędzej czy później nic dziwnego, że postanowimy zawrócić.
Pozytywne myślenie, spokój i cierpliwość mogą nam pomóc osiągnąć nawet najbardziej odległe cele, natomiast czarnowidztwo, niecierpliwość i niepokój będą nas prowadziły do porażki i poczucia niespełnienia. Nawet jeśli osiągniemy wówczas sukces, to ceną może być nasze zdrowie, bo negatywne emocje, co nie od dziś wiadomo – do zdrowia się nie przyczyniają.
Więcej:
- Diener, E., Biswas-Diener, R. (2010). Szczęście. Odkrywanie bogactwa psychicznego. Sopot: Smak Słowa.
- Heider, F. (1958). The psychology of interpersonal relations. New York: John Wiley.
- Proffitt, D. (2006). Embodied perception and the economy of action. Perspectives on Psychological Science, 1, 110-122.
- Ross, L. (1977). The intuitive psychologist and his shortcomings: Distortion in the atrribution processes. Advances in Experimental Social Psychology, 10, 174-221.
- Wicklund, R. A. (1975). Objective self-awareness. Advances in Experimental Social Psychology, 9, 233-275.