Bieg na wysokich obcasach
- Szczegóły
- Utworzono: 15 października 2008
- Izabela Kielczyk
Prawie co trzeci szef w Polsce jest kobietą, a co piąta kobieta na wysokim stanowisku ma kłopoty ze snem, odczuwa napięcie, silne bóle głowy, podenerwowanie oraz nie odczuwa już początkowej radości z pracy.
Dlaczego?
Kobiety biorą na siebie zbyt dużo obowiązków, zadań i chcą być we wszystkim doskonałe. Pracując z polskimi bizneswoman zauważyłam ich rosnącą tendencję do perfekcjonizmu. Kobiety te dążą do tego, by każde zadania czy projekty, za które są odpowiedzialne, były zapięte na ostatni guzik oraz wolne od najmniejszych nawet niedociągnięć. Jednocześnie poradniki typu:„Jak być perfekcyjną bizneswoman" „10 kroków idealnej kariery" utwierdzają kobiety w przekonaniu, że powinny być doskonałe. Niektóre kobiety uważają, że już samo mówienie o możliwości bycia niedoskonałą świadczy o braku pracy nad sobą lub zwykłym lenistwie.
Nadmierne dążenie do doskonałości i perfekcjonizmu może jednak przynieść nam więcej szkody niż pożytku. Wpadamy w nerwowy pośpiech, żyjemy w ciągłym biegu, stresujemy się każdym zadaniem i nie mamy czasu by cieszyć się zwykłym życiem.
Przyjrzymy się zatem, jakie pułapki perfekcjonizmu czyhają na nas na drodze naszej kariery.
1. Pozwalamy się wykorzystywać
Jeśli pokażemy, że zawsze wykonujemy swoje obowiązki doskonale, że chętnie zostajemy po godzinach, bierzemy pracę do domu i rezygnujemy z urlopów, to nie dziwmy się, że koledzy i szefowie zaczną wymagać od nas coraz więcej. Jeśli bowiem udowodnimy, że ze wszystkim sobie świetnie radzimy, nie opędzimy się od kolejnych próśb, zadań i obowiązków. Dlaczego tak postępujemy? Mylimy sumienność z obsesyjnym perfekcjonizmem. Warto także wiedzieć o tym, że osoby nadmiernie skrupulatne, nadobowiązkowe i doskonałe są często zatrudniane w firmach po to, by je maksymalnie wykorzystać i po jakimś czasie zwolnić.
2. Wpadamy w przewlekły stres
Podejmując się coraz to większej ilości obowiązków, denerwujemy się, że nie damy rady wykonać ich na czas i zawalimy robotę. W związku z tym pracujemy coraz dłużej i intensywniej, ale jednocześnie odczuwamy spadek efektywności naszej pracy. Zaczynamy się stresować tą sytuacją, ale nie potrafimy z niej wyjść. Jednoczenie zdajemy sobie sprawę, że nie możemy rozciągnąć doby, by ze wszystkim zdążyć. Wpadamy w nerwowy pośpiech i nadwyrężamy swoje zdrowie fizyczne i psychiczne. W przewlekłym stresie możemy być zmobilizowane i zdeterminowane do pracy na wysokich obrotach, ale jednocześnie będziemy pracować poniżej swoich możliwości intelektualnych i emocjonalnych.
3. Chcemy spełniać oczekiwania innych
Pracując ciągle zamartwiamy się tym, że nie spełniamy oczekiwań innych np.: szefa, współpracowników czy klientów. Ciągle zastanawiamy się nad tym jak zostaniemy przez nich odebrani. Boimy się negatywnej oceny i w związku z tym chcemy wykonywać powierzone nam zadania jak najlepiej. Bywa też, że w związku z tymi obawami podejmujemy się wykonania wygórowanych i trudnych projektów. Działamy w myśl zasady: „Specjalistka od zadań niewykonalnych to ja". Udowadniamy sobie i innym, że damy radę wykonać zadanie, z którym nikt do tej pory nie mógł sobie poradzić. Wypruwamy więc sobie żyły by pokazywać, że potrafimy z sukcesem zakończyć nawet najtrudniejsze projekty. Tym sposobem staramy się udowadniać, że można na nas liczyć w każdej sytuacji i że jesteśmy niezastąpionym i nieocenionym pracownikiem.
4. Tracimy radość i satysfakcje z pracy
Coraz częściej zaczynamy mówić o czekających nas zadaniach: „Muszę", „Powinnam ", „Należy" a coraz raz rzadziej używamy słów: „Chcę", „Mam ochotę". Zaczynamy patrzeć na czekające nas czynności w kategoriach przymusu, nakazu a nie przyjemności i radości z ich wykonywania. Zaczynamy traktować naszą pracę, którą początkowo lubiliśmy, jako ciężkie, męczące jarzmo. Nasze pragnienie bycia najlepszą i perfekcyjną we wszystkim, co się robi, powoduje rosnące niezadowolenie z osiąganych wyników. I tak nie odczuwamy już początkowej satysfakcji z pracy i coraz mniej cieszymy się, że w ogóle ją mamy.
5. Boimy się krytyki
Zaczynamy panikować i widzimy swoją przyszłość zawodową w „czarnych barwach" za każdym razem, kiedy okazuje się, że nie dość dobrze wykonałyśmy dane zadanie. Wpadamy w psychiczny dołek ilekroć, ktoś wytyka nam pomyłkę czy niepochlebnie wyrazi się na temat zrealizowanego przez nas projektu. Jeśli popełnimy błąd i usłyszymy krytykę szefa czy klienta od razu czujemy się mniej wartościowe i spada nasza samoocena. Każdy najmniejszy nawet błąd uznajemy za zawodową porażkę, ba nawet małe potknięcia potrafią wyprowadzić nas całkowicie z równowagi i pozbawić szacunku do samej siebie.
6. Nikt nas nie lubi
Perfekcjonistki spostrzegane są przez innych w pracy jako osoby znerwicowane, sztywne, zdystansowane, nie umiejące się bawić, wiecznie się czymś zadręczające i umartwiające. Takie osoby wzbudzają niechęć otoczenia. Jeśli bowiem uważamy i dajemy innym do zrozumienia, że tylko my potrafimy pracować najlepiej, najwydajniej i najdoskonalej to nie dziwmy się, że inni zaczną się od nas odsuwać. Ludzie nie lubią perfekcjonistek, które patrzą na innych z góry i komunikują swoim zachowaniem, że „pozjadały wszystkie rozumy". Takim zachowaniem zrażamy do siebie innych, a nasze notoryczne uwagi, ciągłe niezadowolenie i zestresowanie nie sprzyja udanym kontaktom na polu zawodowym. W konsekwencji zostajemy same.
A może korzystniej będzie nauczyć się opanowywania naszego dążenia do realizowania nierealistycznych i skrajnie wysokich wymagań wobec siebie samej? Czy nie warto pozwolić sobie na działanie w myśl zasady: „Zamiast wykonać zadanie na 100 %, spróbuję czasem wykonać go na 80 lub 70 %"?
Aby ustrzec się przed opisanymi wyżej pułapkami perfekcjonizmu starajmy się ograniczać stawiane sobie wymagania. Dajmy sobie taryfę ulgową i prawo do bycia „no-perfekt". Nie nakręcajmy się. Nauczymy się odczuwać satysfakcję i radość z aktualnych osiągnięć i w zależności od indywidualnych możliwości odpowiednio planować kolejne zadania. Jeśli perfekcjonizm staje się głęboko zakorzenionym poczuciem sensu i nadrzędną wartością życia, warto przystanąć na chwilę i zastanowić się: „Do czego zmierzam?”
Najważniejszym bowiem celem życia jest nauka doceniania szczęśliwych momentów w życiu i przyjmowania porażek bez żalu. Warto „pogodzić się z tym, czego nie można zmienić, mieć odwagę, aby zmienić to, co można zmienić, mieć pogodę ducha, by zaakceptować to, czego zmienić nie można, oraz posiąść mądrość, aby odróżnić jedno od drugiego”
EWA lat 35:
Pracowałam w dużych firmach konsultingowych, zaczynałam od podawania kawy, wpisywania danych potem objęłam stanowisko specjalisty do spraw marketingu aż w końcu zostałam szefem działu. To mi nie wystarczało, chciałam czegoś ekstra. Założyłam własną firmę. Prowadziłam szkolenia na zlecenie firm. Dodatkowo we wszystkie weekendy zdobywałam kolejne certyfikaty ze szkoleń z zakresu technik sprzedaży. Miałam sporo zleceń i ambicje, by sprostać wszystkim wymaganiom klientów. Pracowałam coraz więcej, pokazując, że sobie poradzę, jestem najlepsza w tym co robię i nie potrzebuje pomocy innych ludzi. Opracowywałam projekty szkoleń, spotykałam się z klientami, dzwoniłam po nowych klientach, opracowywałam ulotki, wizytówki itd. Byłam więc sekretarką, handlowcem, księgową, szkoleniowcem i organizatorem imprez w jednej osobie. Napływało coraz więcej zleceń, a mnie dopadło zniechęcenie, ale mimo to brałam je. W ten sposób, goniąc resztkami sił, funkcjonowałam przez 2,5 roku.
W końcu pojawiły się problemy ze zdrowiem, zaburzenia hormonalne, ciągle infekcje, trafiłam do lekarza. Leczyłam się na rożne choroby aż jeden z lekarzy skierował mnie do psychologa. Chodzę na terapię... Mam nadzieję, że znajdę radość normalnego życia i spełnię swoje ukryte marzenie - rodzina.
Maria lat 40:
Byłam przekonana, że poza murami biura nie istnieje normalny świat. Od kilku lat pracowałam w międzynarodowej korporacji. Zaczynałam jako asystentka w dziale marketingu, szybko awansowałam. W pracy spędzałam kilkanaście godzin dziennie. Zdarzało się, że wychodzi¬łam z niej nad ranem. Czułam się zadowolona, że pracuje a szef jest ze mnie dumny. Trafiłam do kolejnej korporacji i znowu awansowałam. Wkrótce zaszłam w ciążę, ale w biurze byłam obecna codziennie aż do dnia porodu i już po czterech tygodniach wróciłam do pracy. Dziecko zostawiałam z zaufaną opiekunką. Pracowałam nadal, wieczorami wracałam do domu i padałam ze zmęczenia. Jednak pokusa odniesienia kolejnego sukcesu w pracy nakręcała mnie do dalszej pracy.
W weekendy wyjeżdżałam na szkolenia służbowe. Z dzieckiem spędzałam może 2,3 godziny tygodniowo. Opamiętałam się kiedy, zobaczyłam jak po dwóch latach moje własne dziecko przytula się chętniej do opiekunki niż do mnie i zaczyna mnie traktować jak kogoś obcego.
Zrezygnowałam z pracy w korporacji, sama zajęłam się synkiem, pracuję zdalnie i jestem szczęśliwa pomimo, że mniej zarabiam.
{rdaddphp file=moje_php/autorzy/ikielczyk.html}