Cierpieć razem z telewizorem
- Szczegóły
- Utworzono: 23 września 2007
- Marek Warecki, Wojciech Warecki
Telewizja rzadko zachowuje ciszę - zwykle narzuca się swoim komentarzem jakby w obawie, że ktoś poczuje czy pomyśli coś niezgodnego ze scenariuszem. Telewizja, jej sprawozdawcy, komentatorzy i dziennikarze nie przepadają za ciszą, bo mogłoby się okazać, że podpowiadacze są nieistotni i niepotrzebni. Mają przymus mówienia. Może już niedługo przyjdą czasy takiej telewizji (internetowej i cyfrowej), kiedy będzie można samemu wybrać komentatora bądź całkowicie zrezygnować z jego mniej lub bardziej głębokich refleksji nad sprawami tego świata.
Obojętne konsumowanie potoku krzywdy i zła, jaki płynie dzień po dniu z ekranu telewizora powoduje znieczulenie i odwrażliwienie odbiorcy, znieczulenie na krzywdę i nieszczęścia, banalizacje i spłycenie odczuwania i w rezultacie prymitywizację i wypaczenie naszej wizji świata. Zapewne trzeba wiedzieć, co i ile oglądać, żeby „inteligentnie emocjonalnie” cierpieć.
Osobna kwestia to sentymentalizm. Czy telewizja jest czułostkowa i melodramatyczna? Osoba sentymentalna mówi o uczuciach a uczuciowa i wrażliwa te uczucia przeżywa. Różnicą jest fundamentalna. Podczas gdy damy dworu za czasów cara Aleksandra płakały w operze, przed gmachem ich służba zamarzała na śmierć. Ponoć bardzo sentymentalny był Rudolf Hess komendant Obozu w Oświęcimiu. Czy telewizja czyni nas sentymentalnymi „przeżuwaczami cierpienia” w gruncie rzeczy nie zagłębiającymi się w istotę zjawisk i nie przenoszącymi swoich refleksji do rzeczywistego życia choćby w postaci dobrego słowa czy miłosiernego gestu wobec bliźniego? Ludyczne oglądanie cierpienia rujnuje naszą wrażliwość emocjonalną i przynosi nam wymierne szkody.
Zło, cierpienie, sensacja są dużo bardziej „telewizyjne” niż dobro, dlatego bardziej skupiają uwagę dziennikarzy i mediów, a zwłaszcza telewizji i prawdopodobnie będzie tak się działo zawsze. Komentatorzy bywają zmęczeni czy merkantylni i z przesadą eksploatują drastyczne tematy i też raczej nie należy sądzić, aby to uległo zmianie.
Klucz leży w nas samych, w naszej kulturze odbioru i sposobie używania mediów. My możemy wybierać i dokonywać refleksji czy wymiany zdań w związku z obrazami i informacjami, które widzimy. My możemy nie pozwalać, aby przez nasze głowy bez odrobiny zadumy płynęła rzeka ofiar katastrof i terroru, beznadziejnie i śmiertelnie chorych, zrozpaczonych i bezdomnych.
Nie lubimy raczej własnego cierpienia: choroby, utraty bliskich, porażki, więzienia. Nie lubimy bólu, grozy śmierci, brzydoty choroby, przykucia do łóżka. Kiedy w naszym życiu zjawia się cierpienie staje się dla nas ważna próbą: jest jak płomień, który może nas zniszczyć i pogrążyć lub wydobyć z nas to co najlepsze: wydobyć z naszej duszy diamenty i piękno. Cudze cierpienie, kiedy jest realnie obok nas, kiedy czujemy zapach choroby czy unoszący się w powietrzu swąd dymu po eksplozji może budzić w nas strach, lęk o nas samych. Podanie ręki, niesienie pomocy wymaga odwagi przezwyciężenia wstydu, odruchu obrzydzenia, obcowania ze śmiercią i z bólem. Ci z nas, którzy obcowali ze śmiercią kogoś bliskiego wiedzą, że nie jest to łatwe.
Szklany ekran telewizora zmienia sytuację, ponieważ niejako aseptycznie i bez zapachu możemy przyglądać się całej zgrozie cierpienia i śmierci jedząc chipsy wcale zresztą nie będąc cynicznymi potworami o duszy psychopaty nieczułej na ludzkie uczucia. Taka jest natura telewizji. Forma przekazu stapia się z faktami, które pokazuje (narzędzie staje się przekazem) i kreuje nową telewizyjną przestrzeń.
Mecz piłkarski pokazywany przez 10 kamer i montowany z wielu obrazów to całkiem inne widowisko niż ten sam obserwowany na żywo na stadionie. Trzymanie za rękę chorego to nie to samo, co oglądanie go w hospicjum w telewizorze, przynajmniej dla wielu ludzi obdarzonych zwyczajną wyobraźnią i przeciętnym poziomem odczuwania.
Idzie o to, aby chłód szklanego ekranu telewizora nie zakradł się podstępnie do naszego serca.
{rdaddphp file=moje_php/autorzy/wwarecki.html}
- «« poprz.
- nast.