Menu

Cierpieć razem z telewizorem

Cierpienie musi być rozważone, rozpatrzone, inaczej się go nie odczuwa. Władysław Tatarkiewicz

Codziennie, często w porze posiłku, niczym pikantną przystawkę telewizja dostarcza nam świeżej porcji cudzego cierpienia. Powodzie, huragany, wojny, oszuści, zabite matki, osierocone dzieci. Śmiertelnie chorzy proszą o esemesy i datki.

Pijemy herbatkę, przegryzamy ciasteczko i myślimy: „Ale się na tym świecie dzieje!”.

Czy można autentycznie cierpieć razem z telewizją?

Gdyby na śmietnisku u Hioba pojawiła się dociekliwa ekipa telewizji, przebieg wydarzeń mógłby być mniej więcej taki:

- Witamy pana panie Hiob, czy mógłby pan powiedzieć kilka słów do naszej kamery? Chcemy zrealizować program o pana trudnej sytuacji życiowej i związanych z nią doznaniach egzystencjalnych.

- Panie redaktorze jak najbardziej. To wszystko to Siła Wyższa – powiedziałby Hiob siedząc na śmietnisku i oskrobując swoje rany skorupą.

- Cierpi pan bardzo? Boli?

- Tak cierpię okrutnie, bo straciłem wszystko. Boli mnie dusza i ciało a na dodatek nie wiem, czemu mnie to spotyka.

- Czy nikt panu nie pomaga?

- Przychodzą koledzy i mnie męczą, co zrobiłem złego, że mnie tak Pan Bóg doświadcza... Pana panie redaktorze nie interesuje skąd się bierze cierpienie na świecie?

- W pewnym stopniu. A nie zrobił pan rzeczywiście nic złego? Co jest przyczyną, że tak dobrze prosperujące gospodarstwo rolne z dnia na dzień zbankrutowało?

- Wola Boska panie redaktorze. Mówi pan jak moi koledzy. Oni też boją się, że ich może podobna historia spotkać. Dlatego chcą się dowiedzieć, na czym polegają moje ukryte przewinienia i czy cierpię sprawiedliwie...

- Rzeczywiście, przyzna pan, że trudno założyć, że wszystko to jest dziełem przypadku. My panu bardzo współczujemy, ale racjonalnie patrząc... cierpienie swoje źródło zazwyczaj znajduje w tym co złego robi człowiek.

- Tak samo myślałem i wykrzykiwałem to z bólu nocami ale On mi powiedział, że za małe mam pojecie o Niebie i Ziemi żeby oceniać Jego czyny.

- Cóż, życzymy panu powrotu do zdrowia i mamy nadzieję, że może ktoś z naszych telewidzów zainterweniuje w pana sprawie w opiece socjalnej a teraz porozmawiajmy z kolegami pana Hioba. Dlaczego tak się stało? Co panowie o tym sądzicie?

- Nie chcemy w obecnej sytuacji naszego kolegi wytykać mu błędów ale nie możemy się zgodzić, że wszystko to co go spotyka jest dziełem przypadku. Człowiek sensownie patrzący na swoje życie i planujący karierę może uniknąć kłopotów o ile postępuje rozważnie i sprawiedliwie - wtedy nic złego go nie spotka.

- Czy Hiob zrobił coś, do czego nie chce się przyznać? Miejmy nadzieje, że razem z naszymi telewidzami znajdziemy przyczyny tej sytuacji... Czekamy na państwa telefony i e-maile w tej sprawie.

Kiedy mamy okazję cierpieć przy telewizji? Zaraz na myśl przychodzi śmierć Papieża, taka lub inna katastrofa, wojny, klęski żywiołowe. Obrazy chorych proszących o wsparcie. Oglądamy ich czasem pijąc piwo lub jedząc zupę. Poświęcamy im mniejszą lub większa dozę uwagi. Czasem doznajemy współczucia, czasem ekscytacji. Niekiedy odwracamy się w odruchu obrzydzenia czy niechęci. Bywa też, że współczujemy i wysyłamy nawet esemesa dla dziecka cierpiącego na straszliwą chorobę. Przez krótka chwile zastanawiamy się nad jego beznadziejną egzystencją w domu lub szpitalnym łóżku, sytuacją zrozpaczonych rodziców. Drapiemy się w głowę: „Jaki ten świat jest okrutny!” – myślimy. Gdzieś nam przemyka, że kiedyś może i my... ale ta myśl jest nierealna. Wracamy do transmisji sportowej i kawy.

Co jest konieczne do tego by odczuć czyjeś cierpienie w relacji do tego co widzimy w telewizorze?

Po pierwsze konieczna jest empatia, czyli zdolność odczuwania, co przeżywa ktoś inny. Patrzenia jego oczami. Bycie w „jego butach”. Obrazy, jakie serwuje nam telewizja: dekapitowanych ofiarach terrorystów czy śmiertelnie chorych ludzi często przekraczają granice naszego odczuwania. Ad hoc trudno nam uświadomić sobie ekstremalne uczucia, jakie są ich udziałem. Czasem jesteśmy zaskoczeni, często obojętni, bywa, że oburzeni. Kiedy współczujący?

Do uczestniczenia w cierpieniu innego człowieka, którego pokazuje nam TV na pewno potrzeba skoncentrowania uwagi i poświęcenia czasu. Trzeba na moment przystanąć, a o to dziś wcale nie jest prosto o ile nie służy to naszej rozrywce.

Wreszcie konieczne jest zrozumienie obrazów, jakie widzimy, co często wcale nie jest takie oczywiste. Już samo rozróżnienie udawanego filmowego cierpienia od realnego „dokumentalnego” może stanowić nie lada kłopot.

Czym jest arytmetyka cierpienia? Śmierci i tragedię jednej osoby łatwiej sobie wyobrazić niż hekatombę dziesiątków, setek, czy tysięcy. Obrazy cierpienia widzimy tak często, że chcąc czy nie przyzwyczajamy się do nich (habituacja).

Często oglądamy porażające obrazy w trakcie najbardziej prozaicznych codziennych czynności. Czy można poważnie cierpieć z zupą spływającą po brodzie? Być może, ale nie jest to pewne i proste. Jak przeżywamy klęskę suszy nalewając sobie właśnie szklankę zimnego piwa z pianką? Może oglądać wiadomości w czarnym garniturze i na twardym krześle?

W telewizji rządzą komentatorzy - akuszerzy naszych stanów emocjonalnych, przewodnicy telewizyjni po naszym życiu afektywnym. Oto pan z telewizora wygłasza inwokacje w rodzaju: „Jest nam wszystkim ogromnie smutno”, „Wszyscy jesteśmy bardzo samotni” i temu podobne.

Często widzimy, że sami ci wodzireje symulują: udają cierpienie lub szalony entuzjazm. Są nadmiernie egzaltowani i sztuczni. Zapewne przez codzienną rutynę pracy. Może chęć przewodzenia za wszelką cenę widowni telewizyjnej, a może jest tak, że żaden w miarę normalny człowiek nie może „przerabiać” dzień w dzień takiej ilości katastrof, klęsk, radości i prezentować je wyraziście wymagającej milionowej widowni.

Czas w telewizji płata różne figle – rozciąga się w nieskończoność lub zwija do jednego punktu. Cierpienie na ekranie jest wyrażane jednym kadrem lub wieloma dniami „wałkowania” tematu jak to miało miejsce w wypadku katastrowy hali w Chorzowie. Trudno zając jakaś spójną i racjonalną postawę wobec takiej celebracji.

Kiedy wydarzy się - jak by powiedział grek Zorba – jakaś szczególnie „piękna katastrofa” czy umiera ktoś ważny jesteśmy „zapraszani” do cierpienia „odświętnego”, publicznego i gremialnego. Mniej i bardziej ważni redaktorzy-komentatorzy zakładają na twarze szczególnie nobliwe miny-maski wywierają na nas presję abyśmy przed telewizorami wzięli udział w tej „nowej świeckiej tradycji” społecznej żałoby. Patrząc na twarze „przyodziane” w urzędowe współczucie, za które odbierają honoraria (taka praca) relacjonujące tragedię ludzi , którzy właśnie się stali numerem jeden wieczornych wiadomości, jesteśmy raczej dalej od współczucia niż bliżej.

Razi nas – być może -merkantylny wymiar cierpienia, domysł, że komentatorzy są wobec nas nieszczerzy, cierpią za pieniądze”, trochę jak pracownicy zakładu pogrzebowego są kreatorami usługi pod roboczym tytułem „organizujemy zbiorowe cierpienie w sprawie x. Koniecznie weź w tym udział razem z nami. Naprawdę warto.”

Czy obojętne oglądanie katastrof i chorób czyni nas nieczułymi i gorszymi czy tylko świadczy o obronie przed zalewem strasznych informacji i obrazów? Może lepiej w takiej sytuacji nie oglądać wcale niż oglądać obojętnie i powstrzymać swój pęd do poznawania za wszelką cenę nowych zdarzeń i sensacji, ponieważ „przeżuwając” bezrefleksyjnie i bez empatii katastrofy oceniamy je okiem telewizyjnego widza psychopaty pozbawionego zdolności odczuwać ludzkich uczuć?

Widzimy bardzo chore małe dziecko. Esemes nie jest drogi, wysyłamy go żeby coś zrobić. Czasem właśnie to pozwala nam nie być bezradnym wobec fali obrazów nieszczęść i cierpienia płynących z telewizji ale zazwyczaj nie mamy szansy konstruktywnie zareagować na to co widzimy. Jakie postawy wytwarza w nas taka sytuacja; nie reagowania wobec nieszczęścia, obiektywnej niemożności pomocy w cierpieniu, jakie widzimy? Czy nas to uwrażliwia czy znieczula? Im więcej oglądamy zła, jakie dzieje się na ekranie tym bardziej możemy poczuć się wobec niego bezradni, przytłoczeni jego ogromem.

Czy grozi nam dewaluacja i banalizacja cierpienia? Czy „sami wiemy”, kiedy cierpieć? Czy możemy cierpieć oglądając telewizje na własna rękę czy konieczna nam jest obecność podpowiadacza nastrojów zupełnie na podobieństwo „śmiechu z puszki”: „ a teraz jest nam wszystkim bardzo smutno, bardzo smutno, coraz smutniej...”

Telewizja rzadko zachowuje ciszę - zwykle narzuca się swoim komentarzem jakby w obawie, że ktoś poczuje czy pomyśli coś niezgodnego ze scenariuszem. Telewizja, jej sprawozdawcy, komentatorzy i dziennikarze nie przepadają za ciszą, bo mogłoby się okazać, że podpowiadacze są nieistotni i niepotrzebni. Mają przymus mówienia. Może już niedługo przyjdą czasy takiej telewizji (internetowej i cyfrowej), kiedy będzie można samemu wybrać komentatora bądź całkowicie zrezygnować z jego mniej lub bardziej głębokich refleksji nad sprawami tego świata.

Obojętne konsumowanie potoku krzywdy i zła, jaki płynie dzień po dniu z ekranu telewizora powoduje znieczulenie i odwrażliwienie odbiorcy, znieczulenie na krzywdę i nieszczęścia, banalizacje i spłycenie odczuwania i w rezultacie prymitywizację i wypaczenie naszej wizji świata. Zapewne trzeba wiedzieć, co i ile oglądać, żeby „inteligentnie emocjonalnie” cierpieć.

Osobna kwestia to sentymentalizm. Czy telewizja jest czułostkowa i melodramatyczna? Osoba sentymentalna mówi o uczuciach a uczuciowa i wrażliwa te uczucia przeżywa. Różnicą jest fundamentalna. Podczas gdy damy dworu za czasów cara Aleksandra płakały w operze, przed gmachem ich służba zamarzała na śmierć. Ponoć bardzo sentymentalny był Rudolf Hess komendant Obozu w Oświęcimiu. Czy telewizja czyni nas sentymentalnymi „przeżuwaczami cierpienia” w gruncie rzeczy nie zagłębiającymi się w istotę zjawisk i nie przenoszącymi swoich refleksji do rzeczywistego życia choćby w postaci dobrego słowa czy miłosiernego gestu wobec bliźniego? Ludyczne oglądanie cierpienia rujnuje naszą wrażliwość emocjonalną i przynosi nam wymierne szkody.

Zło, cierpienie, sensacja są dużo bardziej „telewizyjne” niż dobro, dlatego bardziej skupiają uwagę dziennikarzy i mediów, a zwłaszcza telewizji i prawdopodobnie będzie tak się działo zawsze. Komentatorzy bywają zmęczeni czy merkantylni i z przesadą eksploatują drastyczne tematy i też raczej nie należy sądzić, aby to uległo zmianie.

Klucz leży w nas samych, w naszej kulturze odbioru i sposobie używania mediów. My możemy wybierać i dokonywać refleksji czy wymiany zdań w związku z obrazami i informacjami, które widzimy. My możemy nie pozwalać, aby przez nasze głowy bez odrobiny zadumy płynęła rzeka ofiar katastrof i terroru, beznadziejnie i śmiertelnie chorych, zrozpaczonych i bezdomnych.

Nie lubimy raczej własnego cierpienia: choroby, utraty bliskich, porażki, więzienia. Nie lubimy bólu, grozy śmierci, brzydoty choroby, przykucia do łóżka. Kiedy w naszym życiu zjawia się cierpienie staje się dla nas ważna próbą: jest jak płomień, który może nas zniszczyć i pogrążyć lub wydobyć z nas to co najlepsze: wydobyć z naszej duszy diamenty i piękno. Cudze cierpienie, kiedy jest realnie obok nas, kiedy czujemy zapach choroby czy unoszący się w powietrzu swąd dymu po eksplozji może budzić w nas strach, lęk o nas samych. Podanie ręki, niesienie pomocy wymaga odwagi przezwyciężenia wstydu, odruchu obrzydzenia, obcowania ze śmiercią i z bólem. Ci z nas, którzy obcowali ze śmiercią kogoś bliskiego wiedzą, że nie jest to łatwe.

Szklany ekran telewizora zmienia sytuację, ponieważ niejako aseptycznie i bez zapachu możemy przyglądać się całej zgrozie cierpienia i śmierci jedząc chipsy wcale zresztą nie będąc cynicznymi potworami o duszy psychopaty nieczułej na ludzkie uczucia. Taka jest natura telewizji. Forma przekazu stapia się z faktami, które pokazuje (narzędzie staje się przekazem) i kreuje nową telewizyjną przestrzeń.

Mecz piłkarski pokazywany przez 10 kamer i montowany z wielu obrazów to całkiem inne widowisko niż ten sam obserwowany na żywo na stadionie. Trzymanie za rękę chorego to nie to samo, co oglądanie go w hospicjum w telewizorze, przynajmniej dla wielu ludzi obdarzonych zwyczajną wyobraźnią i przeciętnym poziomem odczuwania.

Idzie o to, aby chłód szklanego ekranu telewizora nie zakradł się podstępnie do naszego serca.

{rdaddphp file=moje_php/autorzy/wwarecki.html}

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku