Menu

Dolina

Rozpuda. Kto dziś o niej nie słyszał? Ognisty przedmiot sporu. Symbol ludzkiego bestialstwa, bądź też projekcja odrealnionych umysłów ekologów...

Zielony zakątek wyjałowionej Europy. Wyrzut sumienia i nadzieja na przetrwanie w błogim stanie samouwielbienia dla tych, co inne rozpudy już dawno z krajobrazu Europy wycięli. Ostatni krzyk przegranej armii, ostatnie tchnienie Don Kichota.

Wybuch spóźnionej histerii ekologów, jak również sól w oku mieszkańców miasta, którym nagle spolaryzowana dyskusja nakazała stanowczo i bezwzględnie domagać się zniszczenia tego unikatowego skarbu wszystkich narodów. Warto zaznaczyć: skarbu, który dotąd nie zasłużył sobie nawet na miano Parku Krajobrazowego!

Kto ma rację w tym sporze? Czyje argumenty przeważają? Czy jest pole do jakiegokolwiek kompromisu?

Ekolodzy kolokwialnie rzecz ujmując „robią swoje”. Walczą o to, by po raz kolejny interes człowieka nie pociągał za sobą degradacji przyrody. Walczą świadomi tego, iż przyroda zamykana w rezerwatach i parkach narodowych staje się powoli skansenem przeszłości. Niczym drewniane chaty w Biskupinie… Chronione, zamknięte czekają na kolejnych odwiedzających. Na ich twarzach z roku na rok maluje się coraz to bardziej abstrakcyjna myśl, pierwotna emocja, jak u małego dziecka, gdy pierwszy raz wchodzi na zamarznięte jezioro. Skansen chroni coś, o czym jego dziadkowie opowiadali, rodzice widzieli w telewizji a oni sami czytali już tylko w przynudnawych podręcznikach szkolnych.

Tak, zamykanie przyrody w obszary chronione oznacza zachowanie fragmentarycznych wspomnień czegoś wielkiego, czegoś, co nas wszystkich zrodziło! Czegoś, co dało nam pierwszy oddech, co nas po raz pierwszy ogrzało i schłodziło. Przekazujemy to następnym pokoleniom w konsumpcyjnych pakietach skazując tym samym na zagładę obszary nie objęte ochroną. Dzięki tej instytucjonalnej ochronie przyrody tzw. system nie drąży potworne poczucie winy za rany cięte, jakie dokonał i dokonuje na organizmie Matki Ziemi.

Również tolerowanie zielonej kontrkultury łagodzi dysonanse rodzące się wraz z kolejnymi decyzjami godzącymi w środowisko naturalne. Czasem nawet system jej ustępuje, choć przeważnie stawia na swoim. Zawsze jednak pozwala ekologom wyrazić owe głosy dławionej natury, rozżalenia i histerii płynącej mniej bądź bardziej wartkim strumieniem z wnętrza każdego myślącego dziś człowieka.

Tyle, że system IV RP chce być dzisiaj, jak sam mówi, bliżej człowieka. Ta myśl traktowana dosłownie oznacza ni mniej ni więcej tylko przychylność wobec doczesnym i doraźnym potrzebom swojego elektoratu. A ten w tym niewielkim zapomnianym polskim mieście zmaga się codziennie z wielkim problemem. Tysiące tirów przecinających miasto godzi w ich zdrowie, bezpieczeństwo jak i po prostu komfort życia. Degradują środowisko, w którym oni żyją. Ich potrzeba jest jasna i czytelna. Podczas ulicznych pikiet jeden z protestujących trzymał transparent bezgłośnie wołający o pomoc. Pytał: „Kto nas ochroni?”...

Nie należy się zatem dziwić, że augustowianie odrzucają jakąkolwiek myśl o alternatywnym rozwiązaniu dotyczącym obwodnicy. Że widzą w nim kolejne lata czekania i życia pośród pędzących koni mechanicznych, spalin i hałasu. Dla nich odsunięcie w czasie prac nad obwodnicą to przegrana, tym bardziej krzywdząca i niezrozumiała, bo zwycięzcą okażą się jakieś tam torfowiska. Dla nich w równym stopniu egzotyczne i wyjątkowe, co dla protestujących warszawskich ekologów Dworzec Centralny...

Jak zakończy się cała sytuacja? Możemy się jedynie domyślać… Jedno jest pewne: spór będzie podtrzymywany na tyle długo, by opinia publiczna się nim zmęczyła. By jego ważkość czy też atrakcyjność medialna powróciła do naturalnego proporcjonalnego do skali całego wydarzenia poziomu… By zniknęła z pierwszych stron gazet i z głównych serwisów informacyjnych w pozostałych mediach. Wtedy to, poza kamerami, zapadną ostateczne decyzje...

{rdaddphp file=moje_php/autorzy/tblaszczak.html}

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

Tagi


Powered by Easytagcloud v2.1

Newsletter

Bądź na bieżąco!

Znajdź nas na Facebooku