Biopolityka a psychologia społeczna
- Szczegóły
- Utworzono: 06 września 2006
- Bartosz Orlicz
Wydarzenia mające miejsce w czasach ponowoczesności, w różnych instytucjach, często mających w sobie nutkę totalnych, otaczają życie społeczne na wszelkich poziomach.
Społeczeństwo oraz jego masowy umysł - to tutaj przejawia się pewien mało znany wśród kręgów psychologii akademickiej proces zwany „biopolityką” a biopolityka, jako temat bardzo obszerny, wart jest omówienia.
Można by z niego stworzyć potężną książkę, lub nawet i tomy, zawierające aspekty socjologii, psychologii, medycyny, polityki, języka, filozofii. Chcę jednak pokrótce zarysować na łamach tego portalu, czym ona dokładnie jest i jak to się ma do psychologizowania społeczeństwa.
Skoro piszę to w kontekście psychologii społecznej, ważne jest, by zastanowić się, czym jest (lub chce być) psychologia społeczna, oraz czym się zajmuje (lub myśli, że się zajmuje).
Wpływ społeczny, to jedno z ramion psychologii społecznej (Wojciszke, 2004, Aronson, 2002, Aronson, Wilson, Akert, 1997). w jaki sposób ludzie wpływają na innych ludzi tu i teraz? Czym się więc zajmuje tak dokładnie?
Wojciszke (2004) przychodzi z pomocą tabelą podstawowych dziedzin badań psychologii społecznej oraz typowych problemów podejmowanych przez tą „naukę”.
Tak więc mamy coś o wiedzy społecznej, spostrzeganiu innych ludzi, pojęciu „ja”, postawach (wyborczych lub innych), komunikacji, normach i wartościach, wywieraniu wpływu, miłości, agresji, konfliktach, grupach społecznych, przywódcach, poddanych, relacjach, interakcjach, płci i jej zróżnicowaniu oraz działaniu na rzecz zmiany. Wszystko. Taki woreczek teorii i hipotez, badań, statystyk, manipulacji.
Wracając jednak do wpływu społecznego, ładnie komentuje to Wojciszke (2004) zaznaczając, że psychologia społeczna (tak jak i ogólna) nie posiada obecnie żadnej teorii, która wyjaśniła by wszystkie wpływy społeczne (lub chociaż ich część).
Chwyta się drobnych aspektów naszego życia, analizując je dokładnie za pomocą badań i eksperymentów popartych tysiącami liczb i wzorów. Ilościowo nie mogąc podołać braku ogólnej teorii traktuje siebie jakościowo, lecz wciąż w podejściu ilościowym - ot taka psychologia społeczna.
Nie czas (niestety?) na analizę, co jest lepsze - jakościowe czy ilościowe podejście do badań.
Nie czas także (szkoda?) na analizę, dlaczego psychologia społeczna traktuje wyniki jakościowe z odrazą filozofów, choć gdy rolę gra ludzkie życie, statystyki nie pomagają.
Nie czuję się jednak na siłach, by rzucić wyzwanie naprawdę szanowanym i mądrym osobom z obozu psychologii społecznej. Nie czuję się na siłach by krytykować.
Chciałbym jednak pokazać, że psychologia społeczna, choć podatna na tą krytykę, niebędąca jednolitym brykietem o twardej podstawie teoretycznej, może odnaleźć swoją upragnioną ogólną teorię w pojęciu „biopolityka”.
Zacznijmy jednak od analizy pojęcia „polityka”.
Obejmuje ona zróżnicowane przejawy stosunków władzy na wielorakich poziomach międzyludzkiej interakcji (Barker, 2003). Autor „Studiów kulturowych” opisuje także odnogi polityki w ujęciu kulturowym.
Tak oto, polityka kulturowa odnosi się do funkcjonowania władzy w odniesieniu do aktów nazywania i tworzenia reprezentacji, składających się na znaczenia kulturowe. Tworzenie nowych opisów językowych, które implikują dane skutki społeczne oraz co jest poprawne, co jest „kulturowe”.
Dalej spotykamy się z polityką tożsamości. Ta polityka jest bardzo związana z teoriami psychologii społecznej, odnośnie działań i przemian grupowych.
Na koniec mamy politykę życia. Określa ona zbiory wyborów stylów życia, samoaktualizacji, refleksyjności - coś w stylu sławetnej psychoterapii lub/i zmiany w znaczeniu psychologicznym.
Wszystkie te polityki jednak mają coś bardzo wspólnego - swoje działania określone przez władzę. Władza jednak, by działać, musi określić, co jest ważne i jak działać za pomocą „określeń”, za pomocą języka.
Wszelkiego rodzaju polityki należy na koniec odnieść do człowieka bowiem pojęcie „ciała” jest tutaj bardzo ważne.
Ciało to nie tylko zbiór tkanek żywych (bądź martwych), lecz także ciało jako coś, co można zmienić, czym można manipulować, ciało to odgrywa role jako aktor i/lub widz (Goffman, 1981).
Foucault (1993) również zastanawia się nad ciałem określając jego „podatność”. „Podatne jest ono wtedy, gdy da się je podporządkować, używać, przekształcać i doskonalić” (1993, str. 162-163).
Od wieków przecież to właśnie ciało było określone poprzez blokady, ujarzmienie, przymusy, co do wyglądu, zakazów czy zobowiązań.
Doskonałym przykładem mogą być „streakersi”. Ich nie-seksualne akty ściągania ubrania i biegania nago wśród tłumu na określonych widowiskach (sportowych, kulturalnych, politycznych). Biegać każdy może, ale nago?
Ciało urabia się niczym ciasto od małego. Liczne ćwiczenia są dzisiaj na porządku dziennym. Niegdyś wizyty w bibliotekach, dziś siłownie, baseny (głównie chlorowane), korty tenisowe, mecze piłki nożnej.
To było zawsze, lecz czy na taką skalę?
„Ciało ludzkie dostaje się w tryby maszynerii władzy, która dokonuje rewizji, rozbiera na części i na powrót je składa” (Foucault, 1993. Str. 164).
Foucault nazwał ten proces „anatomią polityczną” przeprowadzoną przez działania władzy, nie tylko po to, by wyglądały one tak jak tego chce, lecz aby działały tak, jak powinny. Wzmacnia ciała poprzez ekonomiczny sens użyteczności, jednakże osłabiając je poprzez uprzywilejowanie polityczne.
W tym momencie rodzi się „biopolityka”.
Styka się ona z ciałem i polityką na takich płaszczyznach jak medycyna, jak szpital - słowem - jak instytucja radzenia sobie z ciałem.
Analiza zakładów dla psychicznie chorych, więzień, sądów, internowania czy wojska (Foucault, 1993, 1987) pokazuje, jak ciało ewoluuje w stronę podatności politycznej.
Proszę spojrzeć na taki przykład jak „musztra” lub bliżej - na wojsko i salutowanie przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Wszystko doskonale ułożone w formę, każdy ruch, każdy gest, każdy krzyk.
Jest to dla niektórych niestety nie-humanistyczny pogląd na człowieka i jego „indywidualność”. Jednakże podobne, lecz może mniej „brutalne”, podejście do rozumienia „ciała” można spotkać u innych twórców nauk społecznych, jak np. Anthonyego Giddensa.
Socjolog ten także nie uznaje ciała jako tylko przedmiotu fizycznego, lecz także jako ciało będące układem działania, praktyk, którego używanie, ćwiczenie jest potrzebne do zachowania spójności tożsamości (2001). Zaznacza także ważny aspekt podatności ciała na rozmaite „reżimy” - czy nie widać tutaj analogii do foucaultowskiej „anatomii politycznej” czy „biopolityki”?
Jak dalej argumentuje Giddens, ograniczenie się do „reżimów” ciała jako tylko reklamy dóbr konsumpcyjnych, ideałów ciała, jest błędne.
My jesteśmy zmuszeni, odpowiedzialni za to by projektować nasze ciała zgodnie z warunkami, w jakich żyjemy. Tutaj Giddens przechodzi w opisanie przykładu refleksyjności nad własnym ciałem, które często graniczy z zaburzeniem o sławetnej nazwie „Anorexia nervosa”.
Wrócimy jednak do omówienia refleksyjności nad ciałem, przeanalizujemy teraz kolejne przykłady „biopolityki” by na koniec postarać się połączyć to pojęcie z psychologią społeczną.
Omawiając instytucje polityki ciała, ważne jest wskazanie na szpital.
Instytucja totalna, jak go określa Erving Goffman (Synowiec-Piłat, 2002), stwarza wiele ograniczeń. Charakteryzują to fizyczne bariery, uniemożliwiające jednostkom (chorym) kontakt ze światem zewnętrznym.
W każdych instytucjach totalnych, tak jak i w szpitalu, bariery te są ustalone już na samym początku poprzez podział na podwładnych i personel. Personel nadzoruje zachowania podwładnych, także poprzez szczególną kontrolę nad ich ciałem. Skrajnym przykładem podziału jest szpital psychiatryczny (Synowiec-Piłat, 2002; Foucault, 1987).
Analizy wypowiedzi pacjentów szpitali (różnych) głównie opierają się na twierdzeniach, iż personel medyczny jest środowiskiem hermetycznie zamkniętym, często deprecjonującym pacjentów.
Pacjenci wchodzą do szpitala ze świata zewnętrznego, pobyt jednak w szpitalu wymusza zmianę zachowania, które jak dotąd było bezpieczne ontologicznie. Przykładem tego jest często ograniczenie odwiedzin chorego przez rodzinę.
Goffman (Synowiec-Piłat, 2002) uważa, że ta totalna instytucja poddaje jednostki, ich osobowość, pod niejako degradację (zamykanie osobistych rzeczy w magazynie) podobnie jak i w więzieniu. Ubrania oraz numery kart, mowa łaciny w obecności chorych - uniformizacja i depersonalizacja chorego.
Potrzebne jest to głównie do tego, by kierować dużym skupiskiem ludzi, dużym skupiskiem podatnych ciał. Dochodzi do tego także odbiór pacjenta nie jako człowieka, lecz jako jednostki chorobowej - jednostki chorobowej piętnującej jego ciało.
Kolejnym aspektem biopolityki jest polityka choroby i jednostki chorobowej.
Sama choroba jest dla noszącego ją - piętnem (Goffman, 2005; Piątkowski, 2002). Chory jednak musi spełniać normy chorego, spełniać się dobrze w nowej roli, jaką dał nam personel szpitala / lekarz.
Człowiek chorując ma niewypowiedziany, lecz będący wokół niego - obowiązek bycia zdrowym (Taranowicz, 2002). Dostając zwolnienie „chorobowe” (tak zwane „L4” lub inne) człowiek dostaje pewien termin „zdrowienia”.
Pracodawca, który wymaga od chorego subordynacji łącznie z umową z lekarzem, wnika w indywidualny stan pracownika - indywidualną rolę chorego - poprzez wszelkiego rodzaju normy, kodeksy pracy oraz zwolnienia inwigiluje i wymusza na chorym wyzdrowienie. To także jest pewien aspekt biopolityki - ciekawej zasady przyjęcia względnej „normalności” w świecie społecznym.
Najbardziej jednak smutnym przykładem jest traktowanie w szpitalu ciał zmarłych. Wszelkiego rodzaju graniczące z symbolicznymi rytuałami postawy wobec ciała nieboszczyka, często trud rodziny by zabrać ciało (Więckowska, 2002), ciało upolitycznione gdyż umarło w instytucji.
W tym punkcie należy także odnieść się do antropologicznych badań nad ciałem nieboszczyka - trupem (Vincent-Thomas, 1991). Biopolityka sięga aż tutaj, lecz to jest temat na inną rozprawę, tą bardziej poważną, smutną, niechętnie odbieraną, zapomnianą, choć otaczającą nas na co dzień.
Cały ten proces ma na celu eliminację nieporządku, często graniczącą z etyką, lecz jak bardzo skuteczną. Nieporządek, to nie tylko coś niechcianego wewnątrz murów instytucji (szpital i personel, fabryka i podbijanie kart, więzienie i ogolone głowy, szkoła i umundurowanie) lecz także ogólna kultura zachowania (biznesowy savoir-vivre, ubiór) oraz istnienie w świecie społecznym norm porządkujących - konkretny porządek nie tylko jako rola policji, lecz wtłoczony w nasze umysły, w nasze zachowanie, poprzez dyskurs.
Wróćmy jednak do biopolityki nam bliższej - pojęcia ze słów trudnych: bio- i polityka, choć zarazem prostych, gdyż medialnych.
To tutaj, to w mediach mamy do czynienia z kształtowaniem naszych ciał, nie tylko wyglądu, lecz i zachowania. Typowy ojciec, typowa matka (Arcimowicz, 2003). Jacy naprawdę muszą być?
Twardy mężczyzna, pokazany na okładkach takich czasopism jak „Men’s Health” lub też piękna, opalona, ogolona do czysta (aż dziw, że z brwiami) kobieta, prawie wampir: „Playboy”, „CKM” i wiele innych.
Dobrze opisuje to Storey za pomocą kulturowej analizy czasopisma dla kobiet i dziewcząt „Jackie”. Działające w nim tak zwane „subkody” wpływają na poglądy i decyzje co do siebie i swojego życia jeszcze podatnych na ten wpływ młodych dziewczyn. (Storey, 2003).
Biopolityka jednak wtłoczona jest także w nasze rozumowanie - postawy wobec ludzi. Łysa głowa dziewczyny daje nam do wyboru najczęściej dwie opozycje - chemioterapia albo feministka, lecz nigdy - bo tak chce. Cała teoria „gender” zajmuje się właśnie tym zagadnieniem, które tutaj omawiam.
Wracając do naszej psychologii społecznej - czy przypadkiem nie zajmuje się także „różnicami” płci?
Deprecjacja oraz często zwalnianie z pracy kobiet w ciąży, przypadki pracodawców pytających się o to, czy kobieta ma zamiar mieć dziecko - polityka ciała graniczy ze zdrowym rozsądkiem, ale jest ekonomicznie etyczna.
Możemy teraz płynnie przejść do tematyki postaw wyborczych, opartych na emocjach lub na poznaniu.
Postawa (jak opisują ją Aronson, Wilson i Akert, 1997) to trwała ocena - pozytywna lub negatywna - ludzi, obiektów i pojęć. Oparta na emocjach - na uczuciach, wartościach ludzi. Oparta na poznaniu - na przekonaniach.
Sprawdźmy więc postawy wyborcze.
Badania postaw często oparte są na języku jako kalce rzeczywistości. Język, według tych badań, opisuje pewne leżące pod danym słowem, „rzeczywiste” całości.
Jednak, gdy użyjemy techniki analizy dyskursu, zauważymy, że język konstruuje aktywnie różne wersje społecznego świata.
Analizując to widzimy pewną prawidłowość, postawy badanych co do polityki zależne są od kontekstu w jakim zadane zostanie pytanie. Ankiety - za lub przeciw - są tego pozbawione (Marshall, Raabe; 1993).
Postawy nie są czymś stałym, zależne są od polityczności naszego zachowania. Czy jednak są zależne od naszej osobowości?
Fluktuacja postaw, z którą mamy do czynienia systematycznie analizując zmiany polityczne dzisiejszych lat, może wykazać, że nawet konserwatysta może stać się liberałem.
Postawa oparta na emocjach nie może być trwałą postawą, gdyż emocje są zależne od tego, co jest a co nie jest politycznie zgodne z dominującym dyskursem.
Niegdyś pedofilia była traktowana jako coś, co istnieje „naturalnie”, dziś pedofilia określona poprzez emocje „negatywne” rodzi postawy często agresywne.
Biopolityka wpływa na postawy wyborcze, moralne, religijne, prawne, ogrodnicze, określone poprzez praktyki dyskursywne.
Praktyki te, idąc za myślą Michela Foucault (Parker, 1992), tworzą organizację ciał i przestrzeni poprzez instytucje władzy. Robią to jednak chytrze poprzez zakładanie, co jest a co nie jest prawdą, a to, co nią jest to dominująca ideologia.
Czy w tym kontekście postawy są wolne od wpływu władzy? Nie sądzę.
Przejdźmy do tajemniczego „ja”.
Jak opisuje to Wojciszke (2004), „Ja” obejmuje ciało (jego obraz, jego ocenę), wiedzę o sobie, tożsamość, zdolność do dokonywania wyborów, działań, osiągania celów. Zawiera pamięć dawnych czasów, naszych bliskich, naszych wrogów. „Ja jest strukturą różnych ról i tożsamości społecznych, przekonań na własny temat i samoocen oraz wartości i celów uznawanych za własne” (cyt. za: Wojciszke, 2004, str. 137).
Idąc za Giddensem, „ja” to biografia, lecz chyba najlepszą, dla mnie, definicją „ja” jest ta: „ jest nośnikiem językowym, któremu sens nadają siatki pojęciowe stanowiące zasoby dyskursywne podmiotu” (cyt. za: Giddens, 2001 str.74-75). Zasoby dyskursywne podmiotu to przecież to, co wiemy o sobie, to jak siebie opisujemy, to, co nam kazano i co nam zakazano.
Kolejny argument za tym, że biopolityka (dominujące dyskursy) określa nasze „ja”, naszą tożsamość, to ubiór.
Gdy zapytamy kogoś znajomego (lub nie) dlaczego właśnie tak się ubrał a nie inaczej, myślę, że odpowie różnie, nie używając jednak argumentu meteorologicznego.
Symbolika określa nasze ja, przecież dobrze się czujemy w tym, źle w tym, i nie chodzi tutaj o wygodne buty czy niedrapiący podkoszulek, lecz o to, jak nas widzą.
Ubiór to autoprezentacja, ukrywa/ujawnia to, co chcemy, lub to, co myślimy, że nie chcemy. Tutaj odsyłam czytelnika do przypadku „strekersów” omówionym na początku artykułu*.
Biopolityka nie zapomina o modzie, gdyż przez nią wpływa na nasze samopoczucie, na nasze zachowanie. Na to nakłada się spostrzeganie innych ludzi, tak kategorialne jak i analityczne.
Analizujemy by się upewnić, kategoryzujemy, by mieć spokój i nie zaprzątać sobie głowy. Jednakże robimy to nieświadomie, do czasy gdy nasze schematy zostaną naruszone, schematy będące siatką nałożoną na świat, który nas otacza.
Na pozór transcendentalna moc biopolityki jest jednak widoczna, lecz trzeba się dobrze przyjrzeć.
„Polityka ciała” to także techniki. Bez nich byłaby bezbronna, jak każda teoria i hipoteza nie podparta danymi.
Analiza dyskursu prasowego pokazuje jedną z wielu technik masowych - manipulację tytułem. Szybkie spostrzeżenie tytułu często daje nam prostą odpowiedź.
Gdzie jednak jest tutaj ta biopolityka? Zawarta jest w wykorzystaniu słabości naszego organizmu oraz szybkości życia w ponowoczesnych warunkach bytu.
Płytkie przetwarzanie informacji dla naszego spokoju, presupozycje oraz sugestie w dyskursach prasowych, znakach i obrazach. Dla przykładu: kobiece nogi na reklamie kremów - gładkie, implikują bez namysłu normę depilacji - normę ciała dla społeczeństwa.
Jak pisze w biuletynie Ośka Izabela Kowalczyk (2000): „Komunikaty zawarte w przekazach dotyczących wzorców kobiecego (a także męskiego) ciała powodują jednocześnie niską samoocenę, a nierzadko też i poczucie frustracji. Wszak nigdy nie można być tak doskonałą, jak chce tego kultura.”
Depilacja, wymóg czystej, gładkiej skóry, oraz przekonanie, że „tak jest mi wygodniej” (choć wbrew naturze) jest typowym przykładem mocy biopolityki, często poprzez system konsumpcji.
Czas przejść w stronę technik wpływu społecznego, skoro już naruszyliśmy tematykę manipulacji.
Technik tych jest wiele, za wiele, by opisać każdą z nich, choć myślę, że każda poddaje się ogólnemu pojęciu opisywanemu w tym tekście.
Trzymając się twardo przedrostka „bio-„ możemy opisać technikę opartą na wzbudzeniu strachu. Doliński i Nawrót wykazują, że gdy wzbudzimy strach, a następnie uwolnimy od niego, uwaga odwraca się od oceny i powoduje większą uległość (Aronson, Praktanis, 2001).
Strach - ulga - terroryzm? Propaganda wojenna brytyjskiego i amerykańskiego rządu w czasie II Wojny Światowej uczulała żołnierzy na okropność wojsk niemieckich trzymając ich w strachu do końca. Pomagało to na tyle, by żołnierze byli posłuszni i wykonywali polecenia bez strachu, którego nauczyli się podczas nauki (Hitler, 1998).
Książka Hitlera (dla niektórych podpisana przez niego) to kolejny przykład wojennej biopolityki - krzewiącej agresję i nienawiść wobec mniejszości narodowych oraz mniejszości politycznych.
Pewnie, drogi Czytelniku, zmroziło na widok tego nazwiska, i właśnie ten „mróz” jest kolejnym przykładem tego, jak bardzo symbol potrafi wejść w nasz dyskurs o rzeczywistości, tekst będący neutralnym politycznie automatycznie implikuje nienawiść, gdyż autor jest piętnem historii.
Praktyka dyskursywna wpływa nawet w nasze spostrzeganie, nie wolne od dominujących ideologii na temat ciała ogólnie i w przenośni. Nienawiść to agresja.
Agresja to kolejny „konik” psychologii społecznej. Wyuczona czy wrodzona - nie ma znaczenia - ona wciąż jest. Wrodzona - tym gorzej. Lecz to pozostawiamy biologom, genetykom.
Pytanie tylko - czy jest agresja mniejsza lub większa? Karanie w czasach średniowiecza było w rękach nie tylko sądu, lecz i kata. Kat miał karać, karał w niezrozumiały po dziś dzień sposób, na który słów po prostu brak.
Agresja jako kara za przejaw agresji (Foucault, 1993). Autor cytuje także Jacourta: „Rozmiary wyobraźni ludzkiej, kiedy chodzi o barbarzyństwo i okrucieństwo, są zjawiskiem zupełnie niepojętym” (str. 40).
W obrębie instytucji karnych Foucault wskazuje na to, iż tam właśnie przejawia się ujarzmianie ciała za pomocą środków przemocy, ideologii, lecz także za pomocą subtelnych technik opartych na wiedzy o ciele - cała technologia polityczna ciała (Foucault, 1993).
Technologią tą jest kara śmierci. Kara na ciele nie tylko fizycznym, lecz także społecznym. Agresja jak dotąd jednak nie straciła swojej atrakcyjności, jest wciąż modna.
Osobiście uważam, że praktycznie każda teoria określona przez ramy psychologii społecznej może mieć związek, czy raczej ma związek z biopolitką - foucaultowską „polityką ciała”.
Biopolityka nie jest ani psychoanalizą, choć wpływa na świadomość za pomocą dominujących dyskursów, ani też behawioryzmem, choć wzmocnienia nie są jej obce. Biopolityka jednak nie posiada własnej teorii, standaryzowanej, istnieje jako proces.
Wojciszke (2004) opisuje najważniejsze perspektywy teoretyzowania w psychologii społecznej: poznawczą, motywacyjną, teorię uczenia się, kulturową oraz ewolucjonistyczną.
Ja pojmuję jednak psychologię społeczną z perspektywy biopolitycznej, gdyż uważam, że perspektywy wyżej wymienione nie powinny być rozłączne, lecz jedna drugą implikowały i z drugiej się wyprowadzały.
Biopolityka, choć jeszcze słabo znane pojęcie charakterystyki ponowoczesności (postmodernizmu), zawiera w sobie więcej, niż perspektywy, o których tutaj piszę.
Jest (moim zdaniem) psychologią społeczną, z której wychodzi nasza współczesna - psychologia społeczna (i inne). Warto się nad tym zastanowić szukając twardej podstawy, nieruchomego, stabilnego podłoża dla psychologii.
Nie mogę się jednak powstrzymać od pewnej ciekawej sugestii wysuniętej przez Michela Foucault (1993) co do duszy i ciała.
Jeżeli to, co myślimy, kim jesteśmy, nasze „ja”, tożsamość, rozum i wolna wola to transcendentalna dusza - a wszystko to kierowane jest przez dominujące dyskursy i normy oraz wartości ukonstytuowane przez kulturę (ukształtowane biopolitycznie) - wynika z tego, że „(…) nie zastąpiono duszy, iluzji teologów, rzeczywistym człowiekiem, przedmiotem wiedzy, refleksji filozoficznej i technicznej interwencji. Człowiek, o którym tyle nam mówią i do wyzwolenia którego wzywają, jest już, sam w sobie, wynikiem o wiele głębszego ujarzmienia. Zamieszkuje w nim, wynosi go do istnienia , a jest ona częścią panowania władzy nad ciałem. Dusza - skutek i narzędzie pewnej politycznej anatomii. Dusza - więzienie ciała.” (cyt. za: Foucault, 1993. str. 37).
Psychologia społeczna - psychologią ujarzmionego ciała?
{rdaddphp file=moje_php/autorzy/borlicz.html}
Literatura
- Arcimowicz, K. (2003). Obraz mężczyzny w polskich mediach. Prawda - fałsz - stereotyp. Gdańsk: GWP
- Aronson, E; Wilson, T; Akert, R. (1997). Psychologia społeczna. Serce i umysł. Poznań: Zysk S-ka
- Aronson, E; Pratkanis, E. (2004). Wiek propagandy. Warszawa: PWN
- Barker, Ch. (2005). Studia kulturowe. Teoria i praktyka. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Foucault, M. (1987). Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu. Warszawa: PIW
- Foucault, M. (1993). Nadzorować i karać. Narodziny więzienia. Warszawa: ALETHEIA - SPACJA
- Giddens, A. (2001). Nowoczesność i tożsamość. Warszawa: PWN
- Goffman, E. (1981). Człowiek w teatrze życia codziennego. Warszawa: PIW
- Goffman, E. (2005). Piętno. Rozważania o zranionej tożsamości. Gdańsk: GWP
- Hitler, A. (1998). Mein Kampf. Dyneburg: UZVARA
- Kowalczyk, I. (2000). Kobieta, ciało, tożsamość. Źródło: http://www.oska.org.pl/biuletyn/b9/kowalczyk.html
- Marshall, H; Raabe, B. (1993). Political discourse: talking about nationalization and privatisation In: Burman, E; Parker, I. (eds) “Discourse analytic research: repertoires and readings of texts in action”. London: Routledge
- Parker, I. (1992). Discourse dynamics: critical analysis for social and individual psychology. London: Routledge
- Piątkowski, W. (2002). Choroba jako zjawisko socjologiczne. Wprowadzenie do wybranych koncepcji badawczych w: Barański, J i Piątkowski, W. (red) „Zdrowie i choroba. Wybrane problemy socjologii medycyny”. Wrocław: Oficyna Wydawnicza ATUT
- Storey, J. (2003). Studia kulturowe i badania kultury popularnej. Teorie i metody. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Synowiec - Piłat, M. (2002). Funkcjonalność i dysfunkcjonalność instytucji medycznych. W: Barański, J i Piątkowski, W. (red) „Zdrowie i choroba. Wybrane problemy socjologii medycyny”. Wrocław: Oficyna Wydawnicza ATUT
- Taranowicz, I. (2002). Rola społeczna chorego w: Barański, J i Piątkowski, W. (red) „Zdrowie i choroba. Wybrane problemy socjologii medycyny”. Wrocław: Oficyna Wydawnicza ATUT
- Thomas, L. V. (1991). Trup. Łódź: Wydawnictwo Łódzkie.
- Więckowska, E. (2002). Umieranie i śmierć w instytucjach medycznych - instytucjonalizacja śmierci W: Barański, J i Piątkowski, W. (red) „Zdrowie i choroba. Wybrane problemy socjologii medycyny”. Wrocław: Oficyna Wydawnicza ATUTS
- Wojciszke, B. (2004). Człowiek wśród ludzi. Zarys psychologii społecznej. Warszawa: SCHOLAR