Czy eksperyment więzienny Philipa Zimbardo jest jednoznaczny w kontekście etycznym?
- Szczegóły
- Utworzono: 08 października 2013
- Justyna Sordyl
Nikt z nas nie może powiedzieć, że jest bezwarunkowo dobry lub zły. To kontekst zdarzeń, system i społeczeństwo mogą wyzwolić w nas diabła lub anioła oraz sprawić, że wykonamy rzeczy, których nigdy wcześniej nie spodziewalibyśmy się zrobić. To właśnie od nich, a nie od naszej osobowości zależy to, jak zachowamy się w nietypowych lub kryzysowych sytuacjach.
Ta teoria stała się swoistym kamieniem milowym w pojmowaniu natury człowieka i jego zachowań. Doprowadziła do zrozumienia wielu faktów historycznych, zbrodni i zdarzeń, na które do tej pory panowały zupełnie inne poglądy. Wszystko dzięki profesorowi Zimbardo i jednemu z najbardziej szokujących eksperymentów, jakie zostały przeprowadzone z udziałem ludzi.
W 1971 roku spośród licznych ochotników, po dziewięciu zostało wybranych do odegrania roli więźniów oraz strażników w prowizorycznym więzieniu w podziemiach Uniwersytetu Stanfordzkiego. Eksperyment, który miał trwać w założeniu 14 dni, został przerwany już po sześciu. Zmiany, jakie zaszły w zachowaniu uczestników, były bardzo radykalne, niepokojące i niespodziewane. Wystarczyło 36 godzin, aby kulturalni, inteligentni młodzi ludzie przeistoczyli się w bezradnych, podporządkowanych więźniów, a część ich kolegów w agresywnych i okrutnych strażników. Używali oni zarówno przemocy fizycznej, jak i psychicznej, zapominając, że są uczestnikami zwykłego eksperymentu. Poniżani więźniowie przechodzili załamania emocjonalne, a u niektórych pojawiły się nawet objawy psychosomatyczne. Czy badanie, które do tego doprowadziło, można jednoznacznie ocenić? Czy z etycznego punktu widzenia należy je potępić? Czy można je w jakiś sposób usprawiedliwić?
Spróbujmy odnieść znane nam fakty na temat Stanfordzkiego Eksperymentu Więziennego do dziesięciu zasad przeprowadzania badań z udziałem ludzi. Pochodzą one z dokumentu EPCRHP (Ethical principles of psychologist and code of conduct), sformułowanego przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA).
Zgodnie z pierwszą zasadą badacz powinien dokonać całościowej oceny eksperymentu, uwzględniając etyczny punkt widzenia. My - jako osoby, które poznały jego przebieg – już na pierwszy rzut oka dostrzegamy, jak wiele nieprawidłowości się w nim pojawiło. Jest to jednak myślenie post factum. Czy w przypadku badania przeprowadzonego przez profesora Zimbardo możliwa była taka szczegółowa analiza etyczna przed rozpoczęciem badania? Przecież on sam nie przewidział jego rzeczywistego biegu! W jaki sposób miał go rzetelnie ocenić, skoro jego wyobrażenia i przewidywania całkowicie różniły się od rzeczywistości? To, co na początku miało stanowić studium życia więziennego, wyewoluowało i swoją dynamiką zadziwiło zarówno Zimbardo, jak i jego współpracowników. Nie spodziewali się oni aż tak skrajnych reakcji uczestników - nie mogli więc uwzględnić tych negatywnych skutków swojego eksperymentu w początkowych rozważaniach nad ich etyczną poprawnością (Brzeziński, 2009). Gdyby zastanowić się nad tym głębiej, to jeśli można by było dokładnie przewidzieć sposób, w jaki potoczy się bieg badania, nie miałoby sensu jego przeprowadzanie. Porównywanie oczekiwanych wyników z tymi, które zostały otrzymane, było wielkim zaskoczeniem i przełomem. Właśnie takie – pionierskie badania są najbardziej narażone na łamanie kodeksów etycznych. Wynika to z rzeczywistego braku wiedzy na temat mechanizmów, które jeszcze nie zostały przez psychologów odkryte (Łukaszewski, 2000). W obronie profesora należy podkreślić, że wybierając uczestników, przeprowadził on szczegółową selekcję, odrzucając osoby wcześniej karane, chore psychiczne lub posiadające predyspozycje do agresji (Zimbardo, 2010). Zakazał także „strażnikom” (i wielokrotnie im później o tym przypominał) używania przemocy fizycznej. O eksperymencie powiadomione zostały: Studencki Wydział Zdrowia oraz Wydział Prawny, które już zawczasu poczyniły przygotowania w celu zapewnienia opieki uczestnikom (Ibidem, 2010).
Druga zasada APA mówi o tym, że badacz ponosi odpowiedzialność nie tylko za etyczność swojego badania, ale także za postępowanie współpracowników. Sądzę, że należy tu także podciągnąć odpowiedzialność za zachowania jednych uczestników wobec drugich. Profesor Zimbardo popełnił olbrzymi błąd. Był nie tylko naukowcem nadzorującym eksperyment, przyjął także drugą rolę – dyrektora więzienia. Pozbawiła go ona obiektywizmu i dystansu emocjonalnego, który powinien charakteryzować eksperymentatora (Brzeziński, 2009). Badacz dał się wciągnąć w grę, którą sam stworzył. Nie był w stanie przerwać badania w momencie w którym jego uczestniczy przekraczali już wszelkie normy nie tylko etycznego, ale i moralnego postępowania, gdyż utracił zdolność do obiektywizmu.
Zgodnie z trzecią zasadą APA, badacz ma obowiązek udzielić osobie badanej pełną i szczegółową informację o charakterze eksperymentu. Jest to niezbędne, aby potencjalny uczestnik mógł wyrazić w pełni świadomą zgodę na udział w nim. Zasada szósta uzupełnia tą kwestię o konieczność zawarcia jasnego porozumienia między badaczem i jego badanymi. Trzeba przyznać, że oba te zalecenia zostały dokładnie zrealizowane. Radca Prawny Uniwersytetu Stanfordzkiego przygotował formalną deklarację „zgody po otrzymaniu informacji”. Stwierdzono w niej wyraźnie, że podczas eksperymentu posiłki będą ograniczone, wolność prywatna więźniów zostanie naruszona, a nawet utracą oni prawa obywatelskie, w dodatku mogą doświadczać szykan. Każdy uczestnik teoretycznie był więc świadomy warunków, na jakie się zgadza, oraz formy zapłaty (15 dolarów za każdy dzień udziału w badaniu) (Zimbardo, 2010). Można mieć jednak wątpliwości, czy ochotnicy byli w pełni świadomi tego, co ich czeka, skoro, jak już wcześniej wspomniałam, sam ich „twórca” nie przewidział tego, co się wydarzy.
Kolejne zalecenie podkreśla, że nie powinno się utajniać przed badanymi prawdziwego celu badania. W eksperymencie więziennym uczestnicy zostali wprowadzeni w błąd tylko pod jednym względem – nie poinformowano ich o tym, że zostaną aresztowani przez policję i w ten sposób doprowadzeni do prowizorycznego „więzienia” (Ibidem, 2010). Można to uznać za postępowanie nieetyczne, zwłaszcza ze względu na ich rodziny. Nie były one bowiem świadome tego, że właśnie obserwują część eksperymentu. Zostały narażone na stres związany z aresztowaniem własnych dzieci. Uwagę należy zwrócić także na karygodne manipulowanie rodzinami podczas odwiedzin. Zrobiono wiele, aby odniosły one wrażenie, że sytuacja eksperymentalna jest bardzo komfortowa, co nie pozwoliło im się nawet domyślić, jak zła była w istocie (Ibidem, 2010).
Wedle piątego zalecenia, każdy uczestnik powinien mieć prawo do wycofania się z badania. W przypadku eksperymentu więziennego badani nie byli jednak tego w pełni świadomi. Jedna z siedemnastu zasad, którym więźniowie mieli być posłuszni, brzmiała: „Więźniowie zostają uwięzieni aż do zwolnienia”(Ibidem, 2010). Wielu z nich było przekonanych, że faktycznie nie mają prawa odstąpić od tej reguły. Najjaskrawszym przykładem nierespektowania zalecenia APA jest sytuacja jednego z więźniów - kilkakrotnie zamykanego w lochach - który nalegał na wizytę z profesorem Zimbardo. Poprosił go o zwolnienie z eksperymentu, argumentując dalszą niemożnością znoszenia dokuczań i udręk ze strony strażników. Podkreślił, że zawarta umowa została złamana i nie spodziewał się, że będzie traktowany w taki sposób. W odpowiedzi usłyszał, że sam prowokuje agresywne zachowania nadzorców, gdyż jest im nieposłuszny. Zimbardo zaoferował mu funkcję „szpiega”, który miałby donosić na innych więźniów. Użył perswazji: „Przecież potrzebujesz tych pieniędzy? Jeśli zrezygnujesz przedwcześnie, zaprzepaścisz większość z nich” (Ibidem, 2010).Ta psychomanipulacyjna gra wydaje się być niestosowna. Po powrocie do celi więzień lamentował przy swoich współtowarzyszach: „Nie mogłem się wydostać! Oni nie chcieli mnie wypuścić! Nie można się stąd wydostać!” (Ibidem, 2010). Reguła dotycząca możliwości wycofania się została więc jednoznacznie naruszona, pomimo że zwracają na nią uwagę wszystkie kodeksy etyczne. (Także w warunkach polskich zwrócono na to uwagę w kodeksie etyczno-zawodowym Psychologa w pkt. 32: „Psycholog przestrzega zasady dobrowolności uczestniczenia w badaniach psychologicznych, a także respektuje prawo uczestników do wycofania się w dowolnym momencie z dalszego udziału w badaniu.” (Brzeziński, 2009))
Zasad siódma wydaje się być najbardziej oczywista. Eksperymentator musi chronić badanych przed różnymi formami psychicznego i fizycznego dyskomfortu. Nie może ich narażać na doznawanie lęku, bólu i wstydu (Brzeziński, 1999). Choć wydawać by się to mogło za oczywiste, zostało najbardziej rażąco naruszone przez ten eksperyment. Już pierwszego dnia „strażnicy” wyśmiewali się i drwili z genitaliów nagich „więźniów” podczas rewizji i umieszczania ich w celach. „Skazani” nie mogli nosić bielizny, choć ich koszule były przykrótkie (Zimbardo, 2010). Stopniowo zaczęła się też pojawiać przemoc psychiczna. Początkowo niewinne odliczanie numerów przez „więźniów” zaczęło przyjmować formę udręki. „Strażnicy” tworzyli coraz bardziej wymyślne, męczące, irytujące i długotrwałe formy recytowania numerów identyfikacyjnych. Oczywiście, jeśli ich rozkazy nie zostały wykonane „poprawnie”, kara była nieunikniona (np. w postaci pompek lub pajacyków). Za nieposłuszeństwo ograniczano porcje jedzenia lub możliwość korzystania z toalety i zamykano w specjalnie przygotowanym i odizolowanym „lochu” (Ibidem, 2010). Bunt zorganizowany przez dwóch więźniów ukarano poprzez odebranie ubrań i materaców pozostałym. Użyto też gaśnic skierowanych w stronę „skazańców” (Ibidem, 2010). Już wtedy zarówno jedna, jak i druga strona więziennego świata za bardzo wczuła się w role. Część uwięzionych przeklinała eksperyment oraz jego twórcę, a część zaczęła planować ucieczkę. Właśnie wtedy Zimbardo wpadł na pomysł stworzenia Komisji Skarg Pensjonariuszy, złożonej z trzech więźniów. Spotkali się oni z profesorem-naczelnikiem i już wtedy oświadczyli mu, że kontrakt został naruszony, porcje jedzenia są niewystarczające, strażnicy zachowują się wobec nich agresywnie nie tylko werbalnie, ale także i fizycznie, i maltretują ich. (Złożyli także wiele innych mniej istotnych skarg) (Ibidem, 2010). Niestety Zimbardo ponownie zboczył wtedy z funkcji badacza i znów całkowicie zanurzył się w roli dyrektora więzienia. Zamiast rozważyć możliwość zakończenia eksperymentu, który zaczął podążać w niebezpiecznym kierunku, zaprzestał na próbie polubownego załatwienia nieporozumień między strażnikami i więźniami oraz wdrożeniu części (mniej istotnych) sugestii. Najbardziej szokującym i najdrastyczniejszym epizodem eksperymentu jest jednak sytuacja więźnia 8612. Tak bardzo pragnął on opuścić więzienie, że zaczął symulować objawy choroby. Po nie tak długim czasie przeistoczyły się one jednak w prawdziwe symptomy. Więzień przeszedł załamanie nerwowe. Wstrząsająco brzmią jego słowa, wykrzyczane w celi: „Chcę się stąd wydostać! To wszystko jest popieprzone! Nie wytrzymam kolejnej nocy! Po prostu nie zniosę tego więcej! Muszę mieć prawnika! Czy mam prawo do prawnika? Skontaktujcie się z moją matką! (…) Mieszasz mi w głowie, człowieku! W mojej głowie! To jest tylko eksperyment; ta umowa to nie miało być poddaństwo! Nie macie prawa pieprzyć mi w głowie. (…) Zrobię wszystko, by się stąd wydostać! Zniszczę wasze kamery lub zrobię krzywdę waszym strażnikom!” (Ibidem, 2010). Jak można było dopuścić do tego, aby uczestnik przeszedł takie załamanie nerwowe? Jak to możliwe, żeby doświadczony psycholog, który zza kamer śledził każdy ruch „więźniów”, nie zareagował na sygnały nadchodzącego przeciążenia psychicznego jednego z uczestników. Moim zdaniem całe zdarzenie potęguje jeszcze fakt, że mimo zwolnienia z eksperymentu więźnia 8612, zarówno Zimbardo, jak i jego współpracownicy nie wierzyli w prawdziwość jego reakcji. Podejrzewali, że była to tylko gra i obawiali się, że zwolniony więzień będzie próbował „odbić” swoich towarzyszy. Trzeba tu kolejny raz podkreślić, jak bardzo eksperymentatorzy zatracili się w rolach członków środowiska więziennego i zapomnieli o swoim prawdziwym zadaniu i obowiązku – dbaniu o komfort psychiczny badanych. Dopiero Christina Maslach, jedna ze współpracujących z Zimbardo studentek (a później jego żona), zażądała zatrzymania eksperymentu. Jak widać, naruszono większość zasad ogólnych sformułowanych przez APA, będących podstawowymi etycznymi wskazaniami dla psychologów: działanie dla dobra klienta (także badanego) i nie szkodzenie mu, odpowiedzialność wobec pacjentów i społeczności oraz respektowanie praw człowieka i jedno godności (Teoplitz-Winiewska, 2009). Zwłaszcza ostatnia z nich, której odpowiedniki można znaleźć we wszystkich kodeksach etycznych (KEZP – zasada 33, EPCRHP - zasada siódma, EPP – standard 6.15.b (Brzeziński, 1994) oraz DON – pkt. 2.5 (Brzeziński, 1999)), deklaracji praw człowieka, konstytucji większości krajów, czy po prostu ogólnie przyjętych zasad moralnego postępowania.
Ostatnie trzy zasady APA dotyczące przeprowadzania eksperymentów z udziałem ludzi zwracają uwagę na konieczność wyjaśnienia im natury badania, odpowiedzi na wszystkie pytania i wątpliwości (zasada ósma). A w razie wystąpienia niepożądanych skutków zrobienia wszystkiego, co w efekcie mogłoby je znieść lub zminimalizować (zasada dziewiąta) oraz dziesiątą zasadę - o konieczności zachowania pełnej dyskrecji i ochronie wszelkich danych o eksperymentowanych, ich zachowaniach i wynikach wysuniętych z badania. (Nie dotyczy tego eksperymentu, gdyż uczestnicy wyrazili zgodę na publikację nagrań, a nawet pojawiali się w programach dotyczących eksperymentu i odkrytego „efektu Lucyfera”.) Pierwsze dwa podpunkty zostały w pełni zrealizowane. Trzy godziny po zakończeniu eksperymentu przeprowadzono szeroko zakrojone postępowanie wyjaśniające. Kontynuowano je także przy wielu późniejszych okazjach, gdy uczestnicy wracali, aby obejrzeć filmy wideo z badań. Podczas tych posiedzeń zwracano uwagę, aby otwarcie wyrażali swoje emocje, oraz starano się, aby zrozumieli siebie i swoje nietypowe zachowania w otoczeniu eksperymentalnym. Wielokrotnie podkreślano, że to, jak zachowywali się w warunkach spreparowanego więzienia, nie było diagnostyczne dla ich osobowości, lecz dla negatywnej struktury więziennej. Przypominano im, iż zostali wybrani do eksperymentu właśnie ze względu na brak jakichkolwiek patologii – to miejsce, a nie oni okazało się być patogenne. Dane testowe uzyskane po posiedzeniu wyjaśniającym pokazały, że zarówno „strażnicy”, jak i „więźniowie” powrócili do zrównoważonego stanu emocjonalnego. Profesor Zimbardo przez kilka lat po zakończeniu eksperymentu utrzymywał listowny kontakt z większością uczestników. Jak przyznaje, po upływie trzydziestu lat wciąż utrzymuje kontakt z niektórymi z nich (Zimbardo, 2010).
Jeśli oceniając eksperyment więzienny, spojrzymy na niego z punktu widzenia etyki absolutnej (lub rygoryzmu etycznego), która za pierwszorzędny cel uważa troską o godność ludzką i wszystkie inne wartości podporządkowuje tej jednej, uznamy go za całkowicie nieetyczny. Ludzie biorący w nim udział doznali cierpień, poniżeń, lęku, poczucia winy. Nie chodzi tu tylko o dręczonych więźniów, ale także o strażników, którzy po zakończeniu badania uświadomili sobie, ile bólu sprawili innym. Absolutna norma etyczna głosi, że w przypadku badań deprecjonowanie życia ludzkiego nie ma prawa być usprawiedliwiane w jakikolwiek sposób (Zimbardo, 2010).
Jeśli jednak na eksperyment spojrzymy bardziej utylitarystycznie – z punktu widzenia etyki relatywnej, jego etyczna ocena będzie się różnić (Zimbardo, 2010). Można przecież porównać koszty i korzyści z niego płynące. Te pierwsze już znamy. Warto jednak się zastanowić, czy przyniósł on coś dobrego. Zastanówmy się, czy sami uczestnicy wyciągnęli z niego coś cennego? Większość uczestników w końcowych ocenach badania stwierdziło, że było to wartościowe i pouczające doświadczenie. Doug - więzień 8612 - powiedział: „Było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju; nigdy w życiu nie krzyczałem tak głośno; nigdy w życiu nie byłem tak wytrącony z równowagi. Było to doświadczenie utraty kontroli zarówno nad sytuacją, jak i swoimi uczuciami. (…) Chciałem zrozumieć siebie, więc poszedłem na psychologię. Będę chodził na psychologię i dowiem się, co kieruje człowiekiem, żebym nie obawiał się tak nieznanego”(Zimbardo, Musen, 1989). Nie tylko zaczął on studiować psychologię po zakończeniu eksperymentu, ale uzyskał doktorat broniąc pracy na temat wstydu (z powodu statusu więźnia) oraz poczucia winy (z powodu statusu strażnika). Przez ponad dwadzieścia lat pracował jako psycholog sądowy w systemach penitencjarnych. W swojej karierze zawodowej przysłużył się polepszaniu sytuacji prawdziwych więźniów oraz stwarzaniu warunków umożliwiających ich lepszą koegzystencję ze strażnikami (Zimbardo, 2010). Najbardziej sadystyczny ze strażników po kilkudziesięciu latach od eksperymentu napisał w liście: „(…) Jednakże pamięć o tym, jak wczułem się w swoją rolę tak głęboko, że stałem się ślepy na cierpienie innych, służy mi dziś jako przestroga i skrupulatne zastanawiam się nad tym, jak traktuję ludzi” (Ibidem, 2010). Jeden ze współpracowników Zimbardo – Craig Haney – jest obecnie jednym z najwybitniejszych konsultantów w sprawach warunków więziennych w Stanach Zjednoczonych. Christina Maslach, która obecnie jest żoną Zimbardo, przyznała, że eksperyment skłonił ją do przeprowadzenia badań nad wypaleniem zawodowym oraz jego konsekwencjami (m.in. dehumanizowania klientów/pacjentów). Obecnie jest jedną z najbardziej cenionych ekspertów w tym temacie. Sam Zimbardo przyznaje, jak wiele inspiracji przyniósł mu eksperyment więzienny, jego przebieg, wyniki oraz zachowania uczestników, a także jego własne. Stał się orędownikiem zmian społecznych. Działa na rzecz poprawy warunków więziennych, bada nieśmiałość (którą uważa za metaforyczny odpowiednik sytuacji więziennej), perspektywę czasową oraz to, jak ludzie normalni zaczynają popadać w „szaleństwo”. Kilka lat temu zasłynął także jako biegły stający w obronie żołnierzy oskarżonych o znęcanie się nad więźniami w Abu Ghraib, wykazując błędy systemu wojskowego. Obecnie wdraża w życie „projekt bohater”, który opiera się na założeniu, że skoro warunki sytuacyjne mogą tak łatwo zmienić nasze zachowanie, to dlaczego nie wykorzystać by tego w kształtowaniu wzorców heroizmu i bohaterstwa (Ibidem, 2010).
Myślę, że nie warto więc zastanawiać się nad zasadnością przeprowadzenia eksperymentu więziennego, lecz nad tym, co można było zrobić, aby miał on jak najmniej wad. Osobiście uważam, że profesor Zimbardo nie powinien sam grać roli w spektaklu, który wyreżyserował. Może gdyby pozostał tym, kim powinien być – badaczem, mógłby wcześniej zauważyć niepokojące sygnały. Sądzę, że roztropne byłoby także, gdyby w nadzorowaniu eksperymentu pomagał mu bardziej doświadczony i niezależny ekspert, który, będąc mniej zaangażowanym emocjonalnie, mógłby patrzeć trzeźwym okiem i trzymać rękę na pulsie. Największym błędem było nieprzerwanie badania w momencie, w którym prawa więźniów zaczynały być rażąco łamane. Odnoszę wrażenie, że zwyciężyła tu ciekawość poznawcza profesora – co wydarzy się dalej, jaki będzie następny krok strażników, a jaka reakcja więźniów – stworzyło to niebezpieczny łańcuch, który mógłby zakończyć się jeszcze tragiczniej, gdyby nie reakcja Christiny Mashlow, która go ostatecznie przerwała. Gdyby w obserwowaniu eksperymentu od początku brał udział niezależny ekspert, być może wcześniej przerwano by niebezpieczny ciąg zdarzeń. Uważam także, że należy docenić wnioski płynące z eksperymentu. Dzięki niemu można spojrzeć z innej perspektywy na wiele wydarzeń i sprawić, aby nie miały okazji się powtórzyć. Czerpiąc z niego naukę, możemy ujrzeć mechanizmy, jakie stały za wydarzeniami XX wieku – wieku masowych mordów, w których 50 mln ludzi pozbawiono życia na mocy dekretów rządzących. Ludobójstwa wojenne, terroryzm, mordy w Rwandzie, masowe gwałty, holokaust – na wszystkie te wydarzenia wpływały sytuacje stwarzane i utrzymywane przez system, wyłączający moralność i szerzący dehumanizację. Gdyby nie eksperyment Zimbardo, nie mielibyśmy pojęcia, jakie czynniki za tym stoją. Pomyślmy, jak wiele teraz możemy zdziałać, modyfikując systemy i warunki sprzyjające zatracaniu się moralności (anonimowość, deindywidualizacja, dehumanizacja, wpływu reguł, dysonansu poznawczego, siły aprobaty społecznej i wiele innych). Ważne, aby osiągnięte nauki nie zostały zaprzepaszczone, lecz wykorzystane w odpowiedni sposób. Czy warto więc tak jednoznacznie skreślać ten eksperyment?
Justyna Sordyl - studentka V roku psychologii, profilaktyk systemowy. Doświadczenie zdobywała w: Warsztatach Terapii Zajęciowej „Ad Vitam Dignam” dla osób chorujących na Schizofrenię, Poradni terapii uzależnienia i współuzależnienia od Alkoholu w Katowicach, Publicznym Zakładzie terapii uzależnień w Siemianowicach Śląskich, Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Andrychowie, Instytucie Twórczej Integracji w Sosnowcu.
Bibliografia:
- Brzeziński, J. (1999). Etyczne problemy psychologii – między kodeksem etycznym a laboratorium, [w:] Metodologia Badań Psychologicznych, J. Brzeziński. Warszawa: PWN.
- Brzeziński, J. (1994). Etyczny kodeks badań. [w:] Etyczne problemy działalności badawczej i praktycznej psychologów, (red.) J. Brzeziński, W. Poznaniak. Poznań: Wydawnictwo Fundacji Humaniora.
- Brzeziński, J. (2009). Psycholog wobec osób uczestniczących w badaniach. [w:] Etyka zawodu psychologa, J.Brzeziński, B. Chyrowicz, W.Poznaniak, M. Toeplitz-Winiecka. Warszawa: PWN.
- Łukaszewski, W. (2000). Złudzenia co do kodeksów etycznych. [w:] Etyczne dylematy psychologii, (red.) J. Brzeziński, M. Toeplitz-Winiecka. Poznań: Wydawnictwo Fundacji Humaniora.
- Teoplitz-Winiewska, M. (2009). Podstawowe zasady, które powinny być respektowane w badaniach. [w:] Etyka zawodu psychologa, J.Brzeziński, B. Chyrowicz, W.Poznaniak, M. Toeplitz-Winiecka. Warszawa: PWN.
- Zimbardo, P. (2010). Efekt Lucyfera. Warszawa: PWN.
- Zimbardo, P., Musen, K. (1989). The Quiet Rage: The Stanford Prison Experiment (wideo). Stanford: Instuctional Television Network.