Strategiczne „zapominanie” jako taktyka autoprezentacji
- Szczegóły
- Utworzono: 07 września 2016
- Grzegorz Tomicki
Od czasu do czasu każdemu zdarza się o czymś zapomnieć, narażając się przez to na rozmaite, bardziej lub mniej wymierne straty. Ale czy można coś na tym zyskać? Niektórzy w każdym razie próbują:
W jednym ze swoich monologów komik Steve Martin przekonywał, że ludzie potrafią wybrnąć z wielu trudnych sytuacji życiowych za pomocą jednego słówka: „Zapomniałem”. Twierdził on, że można być milionerem i nigdy nie płacić podatków, tłumacząc urzędowi skarbowemu, że się „zapomniało”. Można nawet rabować banki, a potem zaklinać się, że się „zapomniało”, iż napad z bronią w ręku jest zakazany przez prawo (Leary 2007).
Czy tłumacząc się w ten sposób, rzeczone osoby rzeczywiście liczyły na to, że niepłacenie podatków i napadanie na banki ujdzie im na sucho? Bynajmniej. Jak wiemy, nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności karnej. Zarówno milioner, jak i rabuś chcieli w ten sposób „ratować twarz”. W rezultacie jednak tylko się ośmieszyli, a więc osiągnęli skutek przeciwny do zamierzonego.
Przykłady przytoczone przez komika – i znanego aktora, dodajmy – są oczywiście celowo, satyrycznie przejaskrawione. Ale jak zauważa Leary, „ten humorystyczny wywód zawiera więcej niż ziarnko prawdy” (tamże).
Od ludzi, którzy nie dotrzymali swoich zobowiązań, często możemy usłyszeć wytłumaczenie, że o tym po prostu zapomnieli. Dłużnik nie oddał pieniędzy w stosownym czasie, albowiem „na śmierć o tym zapomniał”. Uczeń nie odrobił zadania domowego, bo „zapomniał, że to na dziś”. Polityk nie uwzględnił jakiegoś drogiego prezentu w oświadczeniu podatkowym, gdyż „zupełnie wyleciało mu to z głowy”.
Tłumaczenia te należą do obronnych technik autoprezentacji i używane są po to, aby nie być postrzeganym przez innych jako ktoś, kto celowo nie wypełnia swoich powinności. Obawa całkiem zasadna, ale czy zasłanianie się lukami w pamięci jest rzeczywiście efektywne? Wydaje się, że bardzo rzadko. A często jest to strategia wręcz przeciwskuteczna.
Wszak dłużnik „zapominający” o swoich długach może być posądzony o lekceważenie osoby, od której pożyczył pieniądze. Podobnie uczeń „zapominający” o terminie dostarczenia wypracowania naraża się na opinię niepoważne podchodzącego do nauki. Politykowi zaś po prostu chyba mało kto uwierzy, że „nie pamiętał” o prezencie – większość ludzi założy z góry, że dopuścił się zwykłego oszustwa. Zawsze niepewne zyski z takiego tłumaczenia mogą być zatem obciążone poważnymi stratami w innych aspektach publicznego wizerunku: nawet jeśli ludzie uwierzą, że osoby te naprawdę zapomniały o swoich zobowiązaniach, mogą być posądzone o lekceważenie innych, niepoważny stosunek do kogoś lub czegoś, ogólne roztargnienie czy nieznajomość obowiązków wynikających z pełnionych przez nich ról społecznych czy funkcji. Ponadto można by o nich pomyśleć, że mają innych ludzi za co najmniej bardzo naiwnych – o ile po prostu nie głupich – skoro sądzili, że nabiorą się oni na takie dziecinne wykręty.
Może więc warto wziąć pod uwagę inne tłumaczenia, które byłyby w danej sytuacji wizerunkowo bardziej korzystne. Dłużnik mógłby przecież tłumaczyć się kiepską sytuacją materialną. Mógłby wtedy liczyć na zrozumienie, a może nawet współczucie. Uczeń mógłby wyznać, że zwyczajnie źle się czuł lub miał natłok innych pilnych zajęć, i poprosić o przedłużenie terminu złożenia pracy. Jeśli zaś chodzi o polityka, to ostatnio w telewizji pewien świeżo wybrany poseł wyznał bez ogródek, że jeśli w oświadczeniu podatkowym, które właśnie wypełnił, znajdą się jakieś uchybienia, to nie wskutek chęci ukrywania czegokolwiek, lecz z powodu niejasności, na jakie natrafił w kwestionariuszu: „Niektóre sformułowania były tak niejasne i ogólnikowe, że po prostu trudno mi było się zorientować, gdzie, co i czy w ogóle miałem uwzględnić”. Jestem przekonany, że wiele osób mających podobne problemy – a kto ich nie ma? – ze zrozumieniem biurokratycznego języka uwierzyło w tę deklarację.
Trzeba też pamiętać, że przyłapanie na kłamstwie często bywa większą porażką autoprezentacyjną niż ta, której chcieliśmy tym kłamstwem zapobiec. Zanim zatem zdecydujemy się na celowe zasłanianie się niepamięcią jako zwykłą wymówką – lub zaczniemy szukać innych – warto się chyba zastanowić, czy najlepszym wyjściem z sytuacji nie byłoby po prostu szczere wyznanie, jak było naprawdę. Wielu ludzi bardzo to ceni. Na przykład ja.
Bibliografia:
- Leary, M. (2007). Wywieranie wrażenia na innych. O sztuce autoprezentacji. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
Komentarze
Zapominamy też o rzeczach, które odkładamy „na później”, a ponieważ wciąż schodzą z harmonogramu, to taki odjutryzm skutkuje zapominaniem. Jeśli wciąż sobie o czymś przypominamy, a następnie za każdym razem odkładamy, to może powstać złudzenie, żeśmy to jednak załatwili czy wykonali. No i nie lubimy wcale pamiętać o sprawach przykrych, kłopotliwych, uciążliwych, czyli ogólnie obciążających a zarazem nieprzyjemnych. Bo wolimy o nich nie myśleć? Bo sama myśl o nich jest już źródłem stresu? Rzecz więc może być w higienie psychicznej, a nie tylko autoprezentacji obronnej? Czy jednak faktyczne zapominanie i kłamstwo o zapominaniu mogą pełnić taką samą funkcję adaptacyjną? Wymówka bywa lepiej widziana, niż asertywna prawda, bowiem lubimy się jednak łudzić, że to tylko przez zapomnienie lub roztargnienie, a nie złą wolę lub niechęć osobistą ktoś nie dotrzymuje zobowiązania.
Przy dywagacji na temat szkodliwości " strategicznego zapominalstwa" trzeba pamiętać o tym, że nie zawsze owo "kłamstwo" jest wynikiem złych intencji. Ludzie z reguły, jako istoty społeczne, chcą być postrzegane jako osoby dobre i przydatne społecznie (omijając zburzenia adaptacyjne i dysocjacyjne). Żadna z nas nie szkodzi sobie swojemu wizerunkowi świadomie, chyba że kłamiemy specjalnie po to, by uzyskać jakąś korzyść. Jest jednak duża różnica między tymi dwoma zjawiskami w intencjach owego człowieka.
Po drugie każdy z nas postrzega świat w swój indywidualny sposób i nie każda "ważna" rzecz z mojego punktu widzenia musi nosić ten sam stopień w hierarchii drugiej osoby. To, co dla MNIE jest ważne, nie musi być tak istotne dla kogoś innego. Nie wynika to jednak ze złych intencji drugiej osoby, ale samej budowy psychicznej tego kogoś. Nie powinniśmy oczekiwać od innych tego, że będą myśleli tak jak my, ponieważ każdy z nas ma inną osobowość, inne doświadczenia, inne przyzwyczajenia . Po prostu jesteśmy różni... i na całe szczęście.